Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Pomyślnego Nowego Roku!

Obraz
  W Nowym Roku bądźmy zdrowi i bądźmy „człowiekiem człowiekowi” a to wystarczy, by być w miarę szczęśliwym przez kolejne 365 dni.

Przygotowania sylwestrowe;))).

Obraz
Opuściło mnie natchnienie, vel wena, vel muza. Niemoc „tfórcza” we mnie tkwi taka, że w głowie mi tylko chlupocze i ni jednego zdania nie potrafię sklecić. Najpierw myślałam, że to wczorajsze znieczulenie dzisiaj znieczuliło mi mózg, ale… Ale to komputer tak na mnie źle działa, bo ta wena ulatuje ze mnie jak tylko zasiądę przy klawiaturze. Normalnie jak jestem z daleka od komputera to mam w głowie tyle do napisania, ze śmiało wyszłyby z tego ze trzy wpisy. Jak tylko otworzę laptop to brak pomysłów, natchnienia, po prostu niemoc intelektualna. Dodatkowo, jeszcze parę dni powinnam trzymać się z dala od czytania i pisania, więc będzie krótko: - zabieg na drugie oko też się udał, teraz to mam wzrok prawie jak :sokole oko”. Prawie, bo do czytania będę jednak musiała mieć szkła (1,5+) - do pożegnania starego i powitania nowego roku jestem przygotowana. Właśnie wróciliśmy ze spaceru (zmoknięci jak mokre kury;) a przy okazji zahaczyliśmy o sklep i zakupiłyśmy z Wiktorią „piękne” błysz

Zdziwiona zdziwieniem....

Obraz
Czas było przywyknąć (jak mawiał Kargul) do tego, ze „zachodu” przed świętami jest na dwa tygodnie, a święta mykną ani się nie obejrzymy. Już sporo tych świąt przeżyłam, a mimo to, za każdym razem, kiedy kończą się dni świąteczne przeżywam coś na kształt zdziwienia – to już po, tak szybko minęły? Siedzę taka „zmęczona życiem”, rozmemłana, jeszcze w piżamie (dresowej, nie przypominającej tradycyjnej   – ale jednak piżamie) i tak się zastanawiam, co zrobić z resztą późno (bo o 11.00) rozpoczętego dnia. Pogoda jest wreszcie słoneczna, sucha, choć wietrzna, w sam raz by pospacerować, ale mi się nie chce. I sama się przed sobą usprawiedliwiam, ze przecież wczoraj sporo spacerowałam, to dzisiaj nie muszę;). Tak, mimo, ze pogoda wczoraj (i przez całe święta) wcale nie była spacerowa, to córka wyciągnęła mnie z domu prawie siłą i poszłyśmy z dziećmi do mojej „świątyni dumania”, gdzie można zdjąć maseczkę i poczuć się jak dawniej, czyli w czasach „przed zarazą”. Święta miałam bardzo udane,

Boże Narodzenie 2020r.

Obraz
  Niech Święta Bożego Narodzenia przyniosą spokój, zdrowie i ukojenie, oraz nadzieję na dobry i bezpieczny Nowy Rok 2021. Spędźmy te Święta najlepiej jak potrafimy i poszukajmy w nich tego, co dla każdego z  nas jest najważniejsze.

Kolenda dla nieobecnych.

Obraz
Mieszkanie posprzątane na błysk, choinka ubrana. Potrawy wigilijne i świąteczne „się przygotowują”, ciasta „się pieką” Będzie wyprasowany śnieżnobiały obrus i złożone w fikuśnie wzory serwetki, sianko i opłatek. Nie ma i nie będzie śniegu. Będą najbliżsi … Jest świąteczne krzątanie się, ale nie ma tradycyjnego gwaru w kuchni, bo króluję dzisiaj w niej sama. Między jednym a drugim ciastem przysiadłam sobie z herbatą a moje myśli jak zwykle co roku o tej porze popłynęły do przedświątecznej krzątaniny w moim rodzinnym domu. Jakiż miły gwar wtedy tam panował. Ile różnych głosów młodych i starych mieszało się ze sobą. To kobiety z mojej Rodziny. I moja Mama. Dziś już ich nie ma. Jestem sama, co prawda jest młode pokolenie kobiet, ale ono jeszcze się z różnych powodów nie włącza w przedświąteczny gwar. Chętnie pomogą przy porządkach, zrobią zakupy, ale w kuchni jestem sama Mamo. Jest mi smutno, choć to bardzo radosny czas, i   bardzo za Tobą tęsknię. Dla Ciebie Mamo, i dla w

Kobiety z natury są Aniołami, ....

Obraz
„Kobiety z natury są Aniołami, ale kiedy pogubią skrzydła przychodzi im latać na miotle.. „ – to motto usłyszane kiedyś, gdzieś, jest dokładnie o mnie. A właściwie o moim samopoczuciu Jestem tak podminowana i nabuzowana energią, mam wrażenie, ze za chwilę pofrunę, nawet bez miotły, której akurat w domu brak. Niby fajne uczucie, ale jednak nie do końca, bo ręce chcą coś robić, a nie bardzo jest co. Siedząc z kubkiem kawy i pieczonym jabłuszkiem zastanawiałam się co się dzieje, o co tu chodzi? I doszłam do zaskakujących wniosków… Że brakuje mi mycia okien, pucowania podług, sprzątania, odkurzania, prania i prasowania… W ubiegłym tygodniu przyjechała córka i odwaliła za mnie tę całą robotę. Ja tylko wczoraj ubrałam choinkę. I jak ja teraz usiądę przy stole wigilijnym taka wypoczęta i radosna, zamiast wkurzona i wykończona. Ja nawet nie pamiętam kiedy siadałam do wigilijnego stołu „normalnie” a nie z myślą – „wreszcie siedzę, teraz to się chyba z dwie godziny nie ruszę z miejs

Krok po kroku...

Obraz
…krok po kroczku, najpiękniejsze   w całym roczku idą Święta…. Wyraz „najpiękniejsze” trzeba zamienić na wyraz „najdziwniejsze” i wszystko będzie grało. Ano idą święta, a mnie ta przymusowa kwarantanna od prac wszelkich tak rozleniwiła, ze teraz, kiedy minie tydzień od zabiegu i mogłabym się wolno włączać do „życia codziennego”, bardzo mi się nie chce. Ale trzeba będzie, bo z zamrażarki zniknął (został zjedzony) ostatni obiad, który był ugotowany i zamrożony przed operacją. Grzyby namoczone, kapusta się gotuje. Jutro przyjeżdża córka z   termomixem, zrobi ciasto na pierogi i zaczniemy lepienie. Ślubny ma za zadanie umyć okna w tzw. „salonie” i wytrzepać dywan oraz chodniki. Mam nadzieję, ze z tymi pierogami uwiniemy się szybko i zdążę jeszcze pościerać kurze na regale w tym „salonie” a córka umyje podłogę i "nawoskuje" ją. W czwartek od rana jest w planie prasowanie i zakładanie firan, ja później smażę rybę (preferujemy solę, karp nam się już dawno przejadł) i robię „pa

Nie znoszę ograniczeń.

Obraz
W ostatnim tygodniu listopada były u nas wnuczęta, więc był niezły Misz masz. Przy okazji podglądnęłam u Wiktorii jak wyglądają te lekcje on line. Moim zdaniem tym nauczycielom należą się słowa uznania. Wiktorii nauczycielka jest osobą, która nie pozwala dzieciom wchodzić sobie na głowę, pomimo tego trudno jej jest ogarniać to całe towarzystwo, bo dzieci są głośne, rozkojarzone, przekrzykują się, widać u nich brak karności i bardzo często tzw. kindersztuby. A wieczorami, kiedy wnuczęta szły spać, ja kompletowałam i pakowałam im kalendarze adwentowe. Kiedy więc z końcem tygodnia wrócili do swego domu, pierwszy raz szczerze się z tego ucieszyłam. Ogarnęłam dom „po dzieciach”, jeszcze ostatnia wizyta u dentysty (mam już wreszcie „komplet” uzębienia;) i nadszedł 2 grudzień. Na zabieg byłam umówiona na 10.00, do domu wróciłam o 14.00. Sam zabieg trwa ok. 8-10 min. reszta to czekanie przed zabiegiem i ok. 45 min. po zabiegu. Sam zabieg nie boli , nie jest nieprzyjemny, najgorsze jest zak

Z deszczu pod rynnę...

Obraz
15 listopada 2020 Cały miniony tydzień zleciał mi na wędrówkach po lekarzach. Nie, nie szwankuje mi zdrowie, to w związku z moją grudniową operacją zaćmy. Czuję się tą "wędrówką" stłamszona, sfrustrowana i przygnębiona. Wizyta w przychodni u lekarza rodzinnego – jeszcze przed ostatnim obostrzeniem można było wejść do gabinetu lekarza, ale tylko krok za drzwi, bo od lekarza odgradzała mnie cała długość gabinetu i parawan. Wyniki kładło się na stolik, który stał w połowie odległości między parawanem, a burkiem lekarza i wracało się za parawan. Wtedy lekarz wstawał od swojego biurka   zabierał wyniki. I tak sobie siedział - pacjent za parawanem, lekarz przy swoim biurku, nie widzieli się, ale się słyszeli … i byłoby to śmieszna, żeby nie było takie beznadziejne. Jakaś tam komunikacja między lekarzem a pacjentem była, ale nie zapytałam wtedy lekarza, co by było, gdyby zachodziła potrzeba by mnie zbadać? Jestem ciekawa, jaka padłaby odpowiedź. Teraz nie ma nawet tego, został

Groch z kapustą.

Obraz
Na mieście zadyma jak się patrzy. Domyślałam się, ze tak będzie , bo niby dlaczego miałoby być inaczej, niż w ubiegłych latach, przecież Narodowcy, pupilki naszej władzy inaczej nie potrafią. Początek tygodnia miałam w rozjazdach, bo przyspieszył termin mojej operacji zaćmy. Oko lewe zoperują mi 2 grudnia, a oko prawe 29 grudnia. Jutro jadę do ich laboratorium, by zrobić badanie krwi i EKG, a w piątek jestem umówiona na konsultację z anestezjologiem. Wolałabym, by to wszystko odbyło się już w Nowym Roku, ale córka fuknęła na mnie, ze mam nie wydziwiać, bo lepiej nie będzie, a oczy trzeba naprawić. Choć ja tak po prawdzie na wzrok nie narzekam. Noszę co prawda okulary (nawet mam trzy pary - do dali, do czytania i do komputera) ale w okularach widzę bardzo dobrze. Po operacji ponoć tych okularów do dali nie będę musiała nosić. A te mnie najbardziej wkurzają, szczególnie jesienią i zimą, kiedy parują jak się wejdzie z dworu do pomieszczenia, lub odwrotnie. Natomiast sprawy stomatolo

Niecodzienny dzień.

Obraz
Dziwny był ten dzisiejszy dzień. Od śmierci Ojca (41 lat temu) nie byłam na cmentarzu w dzień Wszystkich   Świętych tylko dwa razy (raz leżałam w szpitalu, drugi raz – kilka lat temu – byłam solidnie zaziębiona i z wysoką temperaturą). A tu dzisiaj, pogoda piękna, data szczególna, a my wszyscy siedzimy w domu… Nie powiem, było bardzo miło, siedzieliśmy z córką i wnuczętami, na Messengerze był z nami syn z rodziną, rozmawialiśmy, wspominaliśmy, oglądaliśmy zdjęcia tych, których w normalnych czasach odwiedzalibyśmy dzisiaj na cmentarzu, ale każdy miał poczucie, że coś jest nie tak…. W ubiegły poniedziałek, kiedy córka wieczorem wracała do siebie, utknęła w korku strajkowym. Córce się nieco ciśnienie podniosło (było późno, dzieci śpiące itp…) ale dzieci bardzo się zainteresowały tym, co się dzieje wokoło. Trzeba było im tłumaczyć co to jest strajk i dlaczego strajkują. Poszło dość gładko, bo dzieciom wystarczyło wytłumaczenie, że kobiety walczą o swoje prawa. Ale Staś z nudów zaczął c

Dokąd uciec od rzeczywistości?

Obraz
Umyło nas, zmoczyło, zbrązowiało, napoiło spragnioną ziemię, mokre łopiany wyglądały jak zmokłe kury a osty jak zmokłe baletnice. Starałam się w ten czas z tą mokrą przyrodą wzajemnie nie spoufalać, za to spoufalałam się z kaloryferami, kocami, herbatą i jasnym kręgiem zapalonej lampy i towarzystwem książek. Niestety, Podróże z Herodotem Kapuścińskiego musiałam odłożyć na później, bo treść książki i  moje zrozumienie tego, jakoś nie mogły spotkać się w pół drogi. Musiałam sięgnąć po coś lżejszego, padło na Wańkowicza i Jane Austen. Za to po deszczach w powietrzu przestrzeń była jak kryształ, wyjrzało słoneczko i wyszłam wreszcie w plener. Czas po temu był najwyższy, bo z niepokojem zauważyłam, że gdzieś w pobliżu czai się moja dobra znajoma - depresja i bacznie mnie obserwuje wyczekując momentu, by mnie dopaść. Jesienny czas i okoliczności najnowszych wydarzeń jej sprzyjają, więc trzeba być czujnym. Trochę wyciszył mnie i uspokoił fakt, ze zrezygnowałam z wyjazdu do sanatorium (po wpro

Babska rzecz narzekać...

Obraz
W weekend planowałam, że wspólnie z Wiktorią będziemy kleiły kartki świąteczne. Ślubny ze Stasiem mieli porządkować piwnicę, a córka miała zająć się kuchnią czyli ugotować obiad i upiec ciasto. Ale życie napisało całkiem inny scenariusz. Dwie panie ze świetlicy do której chodzi wnuczka zachorowały. Miały objawy grypowo/covidowe. Lekarz dał leki i orzekł, ze ponieważ nie wiadomo co jest, to czekają do poniedziałku i wtedy podejmą decyzję (to było w piątek). Wobec powyższego, na wszelki wypadek, wnuczęta są odseparowane od nas i od drugiej babci. Panie świetliczanki miały zrobione w poniedziałek testy i do dzisiaj czekają na wyniki. W między czasie zachorowały kolejne panie od świetlicy i panie nauczycielki. Dzieci nie ma kto uczyć, na świetlicy nie ma opiekunek, ale szkoła jest czynna, bo dopóki nie ma wyników testów, to nie można szkoły zamknąć. Córka pracuje zdalnie, dzieci siedzą w domu, a sanepidowi się nie spieszy. Ja rozumiem jakie są czasy, że są zawaleni pracą, ale przecież te

O szyby deszcz dzwoni...

Zimno, ciemno, leje i wieje, prawdziwie jesienna pogoda. Całe szczęście, ze w domu ciepło i przytulnie. Miałam pójść dzisiaj po zastrzyk do Przychodni. Ale jak tu nos wyściubić za drzwi. Nawet przemyśliwałam o tym, by samej sobie ten zastrzyk zrobić. Zastrzyk podskórny, więc żadna filozofia. Ale jest to zastrzyk, który biorę pierwszy raz, i nie wiem jak organizm na niego zareaguję, więc wolę nie ryzykować i zrobię ten zastrzyk tam, gdzie w razie czego będę miała fachową pomoc. Lekarz zmienił mi Bonvivę (p/osteoporozie) na Prolię. Bonviva już przestała działać (biorę ją pięć lat) ponoć Prolia jest lepsza. Czy jest lepsza przekonam się za rok, na pewno jest droższa. Laptop nadal działa na pół gwizdka, to znaczy działa kiedy chce. Powinnam wreszcie zmienić mu program, ale aby to zrobić muszę wszystkie dane zgrać na dysk zewnętrzny. I mnie to przerasta, bo … mi się nie chce. Jeszcze proste prace, jak gotowanie czy sprzątanie, które robi się odruchowo jako tako mi wychodzą, natomiast co

Człowiek stał się narzędziem swoich narzędzi*

Obraz
Po prawie miesięcznej przerwie, po wędrówce do kilku punktów napraw wrócił wreszcie do domu mój laptop. Zaczęło się niewinnie od wymiany klawiatury, gdyż jestem z tych czasów, kiedy to człowiek, by coś napisać w pracy na maszynie, musiał walić palcami w klawisze aż dudniło.. Takie były maszyny do pisanie w latach sześćdziesiątych minionego wieku. Era elektrycznych maszyn do pisania, gdzie tylko się klawisze palcami muskało nadeszła później… A wiadomo, „czym skorupka za młody nasiąknie, …”więc mocne uderzenie w klawisze zostało mi do dzisiaj. Klawisze wymieniono, nawet szybko i sprawnie to poszło, ale przy okazji „coś” popsuto. Komputer zaczął żyć własnym życiem, według swoich zasad ignorując moje polecenia. I zaczęło się szukanie tego „coś”, co komputer zepsuło. W punkcie, w którym wymieniałam klawiaturę, po kilku dniach się poddali – nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Laptopa oglądano jeszcze w dwóch punktach napraw, konkretnych diagnoz nie było, ale w między czas

Szczerbaty uśmiech soboty.

Obraz
Pogoda znowu dokłada do pieca. Siedzę więc pokoju ze spuszczonymi żaluzjami, włączonym wentylatorem, kubkiem wystygłej kawy i przeglądam co tam na you tubie u moich ulubionych   youtuberek. Magda z kanału „kawa po turecku” nagrała fajny filmik pt.   R azem z turecką rodzinką robimy aż 10 kg tureckiego makaronu erişte jako zapasy na zimę!” Tak sobie oglądam, a myślami przeniosłam się przeszło pół wieku wstecz. Nasza gosposia w ten sam sposób robiła makaron - ugniatała, wałkowała (innym, niż ten turecki, tradycyjnym, polskim wałkiem), podsuszała, kroiła i suszyła. Oczywiście nie takie duże ilości, bo zazwyczaj zapasy robiła na 1-2 tygodnie. My, dzieci dostawałyśmy małe kawałki makaronowego ciasta, posypywaliśmy je wtedy cukrem, składaliśmy razem, rozwałkowaliśmy i piekliśmy "podpłomyki" na blasze kuchennej. Wyglądało to jak maca, tylko było słodkie. Jestem ciekawa, czy moim wnukom by to smakowało. Starszy syn lubił te placuszki, córka nie miała oka