Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2021

Cisza na morzu ... i w eterze;)))

Obraz
Dopiero jak zeszła ze mnie adrenalina wyjazdowa i napięcie pierwszego dnia pobytu (zawsze czuję wtedy podenerwowanie, bo nie lubię jak nie wiem co mnie czeka, jak ludzie i teren nieznany itp.;) okazało się jak bardzo jestem zmęczona i jak potrzebuję odpoczynku. Jeszcze w sobotę towarzyszyłam córce i wnuczętom, ale w niedzielę po południu powiedziałam, sorry, muszę odpocząć. I odpoczywam, dużo śpię, czytam książki (przeważnie siedząc w ogrodzie). Odrzuca mnie od towarzystwa. By mieć spokój, kiedy siedząc w tym ogrodzie odłożę na chwilę książkę, pożyczyłam od córki słuchawki, które wtedy zakładam, by nikt   mi nie zawracał czterech liter proponując np. brydża. Chodzę na spacery, ale średnio mi się tu podoba, za bardzo tu snobistycznie, wolałam zeszłoroczne miejsce, które było bardziej dzikie. Nie mogę jednak narzekać, bo córka wybrała te okolice na podstawie luźno rzuconego przeze mnie stwierdzenia – chętnie zobaczyłabym to miejsce jeszcze raz. Było to po mojej lekturze starego

Są jeszcze dzikie plaże...*

Obraz
Od wczoraj jestem tam, gdzie wreszcie widzę horyzont. Podróż, mimo że z dziećmi, była spokojna i nie męcząca. Tak, jak w ubiegłym roku, mieszkamy w dwóch różnych pensjonatach, z tym, że tym razem dzieli nas tylko ulica. Wczoraj na miejscu przywitała nas ulewa, na szczęście po godzinie się wypogodziło, tak, ze wieczorem poszliśmy jeszcze na spacer.. Dzisiaj od rana słonecznie, ok. 20 stopni, nad morzem, jak to nad morzem - trochę wieje, ale jak się człowiek schowa za parawan, to jest wspaniale. Woda zimna, ale dzieci twierdzą co innego i musiały zamoczyć nogi w morzu. Są szczęśliwe, ze mają przestrzeń przed sobą i mogą się wybiegać do woli. Dzisiaj i jutro spędzamy czas razem, ale od poniedziałku jest mój czas na to, by pobyć sama z sobą, bo bardzo mi jest to potrzebne. Ledwo siadłam do laptopa a oczy mi się zamykają i głowa opada – wychodzi ze mnie zmęczenie ostatnim tygodniem i chyba nadmorskie powietrze mnie usypia;).  *przynajmniej pod koniec maja, za dwa, trzy tygodnie bę

W jasnym myśleniu, zachowaj mnie Panie.

Obraz
Miniony tydzień dał mi do wiwatu. Był dla mnie trudny pod względem fizycznym, ale jeszcze gorszy pod względem psychicznym. Ponieważ pogoda była taka, jaką może przynieść tylko prawdziwy maj   postanowiłam, ze czas najwyższy zaopiekować się moją koleżanką Elżbietą. Chciałam odciążyć nieco jej syna, dać mu nieco wytchnąć i czasu, by pozałatwiał sprawy, których załatwienie uniemożliwiała mu stała opieką nad mamą. Planowałam robić z nią wypady do Łazienek, Ogrodów Botanicznych czy do lasu. Stanowczo odradził mi to jej syn, motywował to jednym zdaniem – wiem, co mówię, mama się do pójścia między ludzi nie nadaje, uszarpiesz się ciociu niepotrzebnie. Przyznaję, ze takim stanowiskiem nieco mnie wkurzył, więc zapytałam – co w takim razie proponuje. Pobyt na naszej działce, to będzie najlepsze rozwiązanie, mam działkę lubi, będzie na świeżym powietrzu i mama ci nigdzie niepostrzeżenie nie odejdzie – usłyszałam Ok., niech będzie działka. W poniedziałek zaopatrzona w prowiant na cały dzi

Wykrzywiona rzeczywistość.

Obraz
Cały tydzień okropnie się czułam, głowa mi po prostu pękał i to nie z bólu, po prostu czułam rozpieranie tak, jakby mi mózg spuchł, lub moja „wiedza” już się w czaszce nie mieściła;))). Było mi niedobrze, i byłam bardzo senna (to akurat dobrze, bo jak spałam to nic nie czułam;). Tak więc mam cały tydzień w plecy, bo go praktycznie przespałam. Paskudne jest życie meteopaty, to pewnie kara za to, że nie potrafiłam zrozumieć o czym mówi Mama, kiedy ją dopadały te, niezrozumiałe wtedy dla mnie, dolegliwości;). Dzisiaj jest już znacznie lepiej, jestem jeszcze bardzo nie „pozbierana”, ale przynajmniej nie śpię i głowy mi nie rozsadza. Teraz przynajmniej tą rozsadzającą głową się nie przejmuję, bo wiem co to jest i dlaczego się tak dzieje. Ale jak mnie to dopadło kilkanaście lat temu, to - pierwszy raz w życiu, i mam nadzieje, że ostatni, - prosiłam kolegę lekarza neurologa o „protekcję”, czyli o zrobienie mi tomografu głowy. Dzisiaj Ślubny pojechał na pogrzeb żony swojego kolegi. Zacho

W maju Natura jest kobietą...*

Obraz
Ani się nie obejrzałam a już minął kwiecień. Pozałatwiałam swoje sprawy zdrowotne – zrobiłam USG tarczycy i zapisałam się na mammografię na maj. Posadziłam na balkonie trochę traw ozdobnych. Chodziłam na spacery, ponieważ u nas wiało dość solidnie, wybierałam się przeważnie do mojej „świątyni dumania”, która położona jest pomiędzy dwoma, porośniętymi drzewami i krzewami nasypami, więc dało się tam wytrzymać. W czwartek to tam sobie nawet prawie trzy godziny posiedziałam z książką… Jak już kiedyś wspominałam dostępu do tej „krainy szczęśliwości” broni strumyk zwany Smródką. Jest tam samotnia, spokój, cisza i będzie tak długo, dopóki nie przyjdą upały i wody w strumyku nie opadną na tyle, ze będzie można go przeskoczyć – wtedy przestanę być jedyną „właścicielką” tego uroczego zakątka. Ja dostaję się tam przechodząc po wąskiej rurze, która przerzucona jest nad strumykiem, jakoś nie zauważyłam by ktoś inny w tym miejscu spróbował przechodzić (i niech tak zostanie). Sadowię się więc tam