Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2020

Botaniczne story i o wynikach wyborów...

Czuję niesmak, zażenowanie i mam kaca. Nie, nie po trunku, który onegdaj zakupiłam. Gorzka Żołądkowa stoi i czeka na użycie ewentualnie za dwa tygodnie. Ludzie! W jakim kraju my żyjemy? W kraju ślepych, głuchych, głupich??? Częściowo ludzie przejrzeli na oczy, bo frekwencja wreszcie była dobra. Ale tylko częściowo... Bardzo adekwatne jest tu powiedzenie Piłsudskiego – Naród wspaniały, tylko ludzie k… Od rana „nosiło” mnie bardzo, ale zjadłam resztkę torcika bezowego, popiłam mocną kawą jest mi znacznie lepiej. Opowiem Wam zatem historię, jak zdarzyła mi się przed kilkunastoma dniami, kiedy wnuczęta były u nas.   Pojechaliśmy do Ogrodu Botanicznego. Lubimy tam jeździć, dzieci tez uwielbiają to miejsce. Spacerujemy, dzieci ze Ślubnym bawią się „co zmieniło się od ostatniego pobytu tutaj” ja fotografuję. Podchodzi do mnie „młodzieniec” w wieku mego syna i pyta – „ciocia Ania”? - „Może być ciocia Ania, zależy dla kogo? –

Niech się wreszcie odbędą...

Niech się już wreszcie odbędą te wybory bo oszaleć można. Kiedy kilkanaście lat temu do Dzienników Twojego Stylu zwaliła się szarańcza ze zlikwidowanego bloga pod patronatem "Filipinki" trzeba było szybko uciekać z DTS przed obrzucaniem się błotem, jątrzeniem i kłamstwami. Po prostu nie potrafiłam takiej sytuacji zrozumieć nie mówiąc już o zaakceptowaniu. Teraz widzę, ze w porównaniu z tym, co obecnie wyprawiają nasi rządzący i politycy, były to zaledwie przepychanki przedszkolaków. Więc niech wreszcie będzie już niedziela i niech się to wszystko już skończy. Jestem przygotowana – maska, długopis, rękawiczki i … flaszka gorzkiej żołądkowej. Jak będzie zwycięstwo, to opiję je moją wiśniową nalewką. Ale ponieważ rządzącym nie wierzę jak wściekłym psom i wiem, że zdarzyć się może wszystko, więc nabyłam flaszkę alkoholu by „w razie czego” było się czym znieczulić. A moja nalewka jest za szlachetnym trunkiem, by opijać nią katastrofę.

Się działo!

Tydzień z wnuczętami minął dość szybko i bezboleśnie. Maluchy spragnione były domowego jedzenia i ruchu, więc nie było „tego nie zjem, tego nie lubię”. Po śniadaniu zabieraliśmy torbę kanapek, owoce i wodę do picia, i ruszaliśmy w „teren”. Dzieci smarowaliśmy jakimś preparatem przeciwko kleszczom i komarom, bez którego ponoć żaden żeglarz nie wybiera się na Mazury, a który „skomponował” OMW*. Dzieci po tym pachniały szkaradnie, ale pogryzione nie były, mimo, ze buszowały w krzaczorach. Z powodu tego „zapachu” trzeba było wybierać miejsca ustronne, co w obecnej sytuacji wyszło tylko wszystkim na dobre. Pod koniec tygodnia zaczął boleć mnie ząb. To się czasem zdarza, ale … mnie bolał ząb leczony kanałowo, czyli martwy, na którym osadzona była korona. Mam takie dwa, jeden obok drugiego. Wzięłam tabletkę p/bólową z nadzieją, ze to jakiś nerwoból i przejdzie.. Ale nie przeszło, a na trzeci dzień, czyli w sobotę bolało tak, ze nie dało się

Jest, jak jest...

Obraz
Jestem już tydzień w domu. Trochę zajęć mam, bo moja nieobecność trochę się na mieszkaniu i przyległościach odbiła. Ale bez pośpiechu i na spokojnie wszystko doprowadziłam do porządku. Cisza, spokój i cena truskawek jest taka, ze można kupować je już „na kilogramy”...   Wiadomości staram się nie słuchać, tylko w necie co nieco poczytam, zazwyczaj kwituję to wzruszeniem ramion, wszak przez pięć lat czas było przywyknąć. I nawet fakt, że nie skorzystaliśmy z zaproszenia na osiemnastkę chrześnicy mojego Ślubnego, o której to już się od dwóch lat mówiło i na którą z chęcią byśmy pojechali – nie popsuło mi humoru i dobrego samopoczucia. Niestety, taki spokojny i cichy czas się kończy. Dzisiaj z Mazur wracają wnuczęta, które ze swym tatą spędziły tydzień na łodzi. Dzieci pobytem są zachwycone, uczyły się zachowania na łodzi i jak się nią steruje, ale ponieważ z łodzi praktycznie (dla bezpieczeństwa) nie schodziły więc stęsknione są za ruchem. Od jutra są u

W domu, w domciu, w domeczku;).

Obraz
Trzeci dzień jestem w domu, a było tak intensywnie, jakby minęły trzy tygodnie. Ale to i owo się wyjaśniło i odbębnione mam dwie wizyty u lekarzy. Pierwsza - moja cokwartalna, kontrolna – wyniki dość dobre, następna wizyta w grudniu (hura!!!, za pół roku, a nie za trzy miesiące). Druga wizyta w szpitalu okulistycznym, skierowanie na zakwalifikowanie się na operację zaćmy w oku prawym. Zakwalifikowałam się – termin operacji – 7 grudzień tego roku. Szanowna komisja uznała, ze oko lewe też, prędzej, czy później należy zoperować. Więc nie będą się rozdrabniać, i zakwalifikowali mnie do operacji oka lewego na 08.03.2021. Powiadomili mnie również o możliwości wszczepienia soczewki, która wyeliminuje mi potrzebę noszenia okularów do „dali”. No i dobrze, odpadnie jedna para okularów - teraz mam trzy pary, do dali (czyli do chodzenia na co dzień), do komputera i do czytania. Jestem bardzo zadowolona, tym bardziej, ze następną wizytę u lekarza mam w lipcu (

Wszystko, co dobre ...

Obraz
... szybko się kończy. Wczoraj u nas lało jak z cera. Cały dzień. Dzieci z córką pojechały do pobliskiej miejscowości zwiedzić jakieś lokalne muzea i ciekawe miejsca. A ja przespałam prawie cały dzień. I o dziwo dobrze spałam dzisiejszej nocy. Ogólnie dobrze tutaj sypiam, bo w domu zdarzają mi się „białe noce”. No cóż, tutaj nie trapią mnie żadne kłopoty, bo życie w realu w tym tygodniu kompletnie sobie   odpuściłam. I przyznam się Wam, ze trochę boję się powrotu w domowe pielesze i zderzenia się ze skrzeczącą rzeczywistością. Tym bardziej, ze zaraz na początek tygodnia czekają mnie dwa spotkania z naszą służbą zdrowia. Ale będzie, co ma być. Dzisiaj już jest piękna pogoda. Dzieci z córką poszły na plażę a później mają pojechać na jakieś „atrakcje” (mówili na jakie, ale ja się tutaj odcinam od wszystkiego, co mnie nie interesuje więc nie "dosłyszałam";). Ja poszłam na spacer w odwrotnym kierunku niż dotychczas ch

Mogło by być lepiej ...

Obraz
Jestem już tu czwarty dzień i jeszcze tak do końca do żywych nie wróciłam. Co prawda nie przysypiam już co chwila, ale w dalszym ciągu jestem rozmemłana wewnętrznie i nic mi się nie chce. Nawet, by napisać tę notkę, musiałam zastosować w stosunku do siebie tzw. dobrowolny przymus😏. To, że córce prawie siłą udało się mnie tutaj wyciągnąć, to był   strzał e dziesiątkę. Tak, jestem tu z córką i wnuczętami. Z tym, ze ja mieszkam w innym pensjonacie i oni w innym. Zamieszkanie w jednym byłoby bez sensu, bo dzieci chciałyby babcię odwiedzać, a chodziło o to, bym w ciszy i spokoju wypoczywała. W moim pensjonacie nie ma dzieci, właścicielka ma trzy pensjonaty, w dwóch przyjmują z dziećmi (tam mieszka córka z wnuczętami), a jeden jest dla tych, co preferują ciszę i spokój. Bardzo nie chciało mi się z domu wyjeżdżać, ale córka przewiedziała, ze w domu zaraz złapię się za sprzątanie i gotowanie. I faktycznie tak by było. A tutaj mam to, co było mi

Nareszcie!

Obraz
Nareszcie odpoczywam. A czas był na to najwyższy, bo trzy ostatnie tygodnie maja były bardzo absorbujące. Było miło i wesoło, ale okazało się, że zajmowanie się przez trzy tygodnie wnuczętami to już nie na moje siły. Więcej napiszę o tym, jak się wyśpię i wypocznę. A wypocząć można, bo pensjonaty jeszcze prawie puste, na plaży też można znaleźć miejsce, że jest się samym. Wczoraj nad morzem wiatr urywał głowy, dzisiaj jest już całkiem fajnie. Ja na razie korzystam z tarasu, bo mam tak, ze nachodzi mnie senność i wtedy muszę sobie uciąć drzemkę. Pogoda w najbliższym czasie ma się nie popsuć, więc mam nadzieję, ze jeszcze się spacerami po plaży nacieszę.