Serduszka?... Nie, gwiazdy ... w oczach...
Walentynki można obchodzić różnorako i na wiele sposobów. Można romantycznie, trzymając się z lubym za rączki w kawiarni lub w domu w otoczeniu kwiatów, prezentów i różnorakich gadżetów, którymi w tym okresie rynek nas zasypuje. Można przesłać ukochanej osobie życzenia na kartce, mailem, sms-em, można przesłać telefonicznie muzyczną dedykację – co komu fantazja podpowie. Można być antywalentynkowym i ten dzień z czerwonymi serduszkami zignorować, a nawet wyśmiać. Można, tak jak ja, spędzać w toalecie klęcząc przed muszlą klozetową i „rozmawiać” z nią w języku marsjańskim. Strasznie strułam się antybiotykiem, który dostałam od dentysty jako lek osłonowy po wszczepieniu implantu. Ostatni raz byłam taka chora pół wieku temu, jak nadużyłam wina domowej roboty;). Teraz już mi nieco odpuszcza, ale w nocy i do południa to był Armagedon. Czuję się jak stary, kiszony ogórek;).