Cisza na morzu ... i w eterze;)))
Dopiero jak zeszła ze mnie adrenalina wyjazdowa i
napięcie pierwszego dnia pobytu (zawsze czuję wtedy podenerwowanie, bo nie
lubię jak nie wiem co mnie czeka, jak ludzie i teren nieznany itp.;) okazało
się jak bardzo jestem zmęczona i jak potrzebuję odpoczynku.
Jeszcze w sobotę towarzyszyłam córce i wnuczętom, ale w niedzielę po południu
powiedziałam, sorry, muszę odpocząć.
I odpoczywam, dużo śpię, czytam książki (przeważnie siedząc w ogrodzie).
Odrzuca mnie od towarzystwa.
By mieć spokój, kiedy siedząc w tym ogrodzie odłożę na chwilę książkę,
pożyczyłam od córki słuchawki, które wtedy zakładam, by nikt mi nie zawracał czterech liter proponując np. brydża.
Chodzę na spacery, ale średnio mi się tu podoba, za bardzo tu snobistycznie, wolałam
zeszłoroczne miejsce, które było bardziej dzikie.
Nie mogę jednak narzekać, bo córka wybrała te okolice na podstawie luźno
rzuconego przeze mnie stwierdzenia – chętnie zobaczyłabym to miejsce jeszcze
raz.
Było to po mojej lekturze starego bloxowego bloga, kiedy to z rozrzewnieniem wspominałam
Camp Blogerów w Juracie, jaki nam zorganizowali włodarze Bloxa.
No cóż, rozrzewnienie było na wyrost…
Tak jak nie wejdzie się drugi raz do tej samej rzeki, tak dotyczy to również
odczuć z miejsc odwiedzanych kiedyś i dziś.
Tydzień przedwyjazdowy był dla mnie bardzo trudny.
Po pierwsze, to moje nastawienie na „nie” do tego wyjazdu.
Po drugie, mimo mojego nastawienia wiedziałam, ze ten wyjazd musi, a właściwie powinien
dojść do skutku i wiedziałam, że to moje „nie” mimo, iż z mego punktu widzenia racjonalne,
wcale racjonalne nie było.
A w związku z tym, każdy wiem, ile spraw jest do załatwienia przed takim
wyjazdem.
Po trzecie – Ślubny mi się zbiesił.
Oficjalnie nie miał nic przeciwko memu wyjazdowi, bo wiedział, ze jego sprzeciw
byłby śmieszny i mało by znaczył, bo wyjazd organizował córka.
A więc uderzył w wysokie tony, ze on zejdzie z głodu, bo restauracje jeszcze zamknięte
a on na wynos brał nie będzie.
Chciałam powiedzieć – to Twój problem, - ale zamilczałam, ugotowałam rosół i
pulpety w sosie koperkowym oraz usmażyłam kotlety schabowe. Rosół zawekowałam,
pulpety i kotlety zamroziłam.
Żeby się tym samym mięsiwem nie zabiałkował zrobiłam mu duży słój ogórków małosolnych
i „ukisiłam” słoik młodej kapusty z marchewką i koperkiem.
Drugie „ale” było w związku z tym, ze miał się opiekować Vicią i Dżudkiem
(chomik wnucząt).
On nie
wie jak….
Vicią opiekuje się jak wyjeżdżam do sanatorium, chomiki nasze dzieci też miały,
wiec to dla niego nie nowość, o czym mu zakomunikowałam.
On nie da rady ich karmić…
No i wtedy się we mnie zagotowało.
Nie każę Ci tych zwierząt karmić piersią, więc dasz radę – wrzasnęłam, i
poparłam to kilkoma nieparlamentarnymi słowami.
Nastał spokój, nawet cisza, bo Ślubny się obraził.
Cisza trwa do dzisiaj, z czego się cieszę, bo mam spokój i nie muszę opowiadać
jak mi tu jest i dawać sto rad, jak i co zrobić.
Czy będę miała tyle szczęścia, że ta cisza potrwa jeszcze kiedy wrócę?
Jak myślicie?😁
Wilmo, dobra z Ciebie żona. Mąż doceni, że nie musi sobie pitrasić ;) i zadba o zwierzątka ;) Po powrocie cisza się skończy i nastąpi radosne powitanie. Na razie korzystaj z tej ciszy, ciesz się szumem morza, wschodami i zachodami słońca, bo chyba trochę słoneczka masz. Ładne długie molo w Juracie. Dobrej pogody na pozostałe dni. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPodróżniczko, już jestem w domu.
UsuńWyjazd bardzo udany, ale 10 dni to trochę za krótko;).
Pozdrawiam serdecznie:).
Czemu nie umiem sobie wyobrazić ciebie wrzeszczącej? 😊
OdpowiedzUsuńTęsknię za morzem, dzisiaj rozmawiałam z panią, u której wynajmowalismy dwukrotnie pokój (bo teraz "nasze Chałupy" się skończyły), przekonana, że będzie wybór terminów, a tu niemiła niespodziewanka, wszystko pozajmowane:( i zamiast wybierac i kaprysic, musimy sie szybko zdecydowac, czy koniec sierpnia, jak w ubiegłym roku, czy koniec czerwca. Kusi to drugie, bo nie powinno być jeszcze tłumów. Odpoczywaj i nie porzejmuj się tym, co będzie, będzie dobrze:)
Ikroopko, wyobraź sobie, ze jak się mnie wyprowadzi z równowagi, to potrafię zrobić awanturę. Mamy 54 lata stażu małżeńskiego i to była moja trzecia awantura jaką zrobiłam Ślubnemu;))).
UsuńNie wiem czy w końcu czerwca nie będzie tłumów. Ludzie zaczęli się już zjeżdżać na ten przedłużony weekend i np. w "moim" pensjonacie nie ma już miejsca do września.
Jaki termin nie wybierzesz będzie dobrze, ja natomiast już tak zdziczałam, ze jadę tylko wtedy, jak na chodniku w mieście da się swobodnie przejść a na plaży można spacerować i mało kogo spotkać.
Serdeczności:).
Ja tam nic nie mówię, ale sama sobie tego Twojego męża przyzwyczaiłaś pewnie do tego, że bez Ciebie się czuje taki bezradny biedaczek! 😉
OdpowiedzUsuńFusilko, masz trochę racji;).
UsuńAle tym razem chodziło o to, ze Ślubny też miał ochotę na ten wyjazd.
Natomiast ja chciałam choć 10 dni pobyć sama, poza tym na 10 dni nie można zostawić było zwierzaczków sąsiadowi, wszak człowiek ma 93 lata i z pamięcią u niego źle.
A Ślubny zaczął stroić fochy w najgorszym stylu, no i wybuchłam;))).
Ciszy nie będzie , mąż trochę czuł się opuszczony ,ale jedzenie przyrządzone , odpocznie psychicznie i wyjdzie na dobre.Zresztą wszyscy odpoczniecie , ludzi pewnie mało, więc jest super, miłego odpoczynku.
OdpowiedzUsuńIro, odpoczynek się udał, trochę było za krótko, ale pogoda się pod koniec skiepściła a ludzi zaczęło przebywać, więc nie żal było wyjeżdżać.
UsuńA co do Ślubnego - po prostu zaczyna zrządzić i to mnie nieco martwi;).
Pięknie tam masz.A może p.mąż też chciał pojechać. Odpoczywaj sobie a mężowi przejdzie.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUrszula, dokładnie tak, Ślubny miał ochotę na wspólny wyjazd.
UsuńA ja miałam ochotę ta kilka dni samotności, bo razem to siedzimy cały rok 24h na dobę a wspólny wyjazd obiecałam mu w lipcu, do brata Ślubnego.
Wyszło, jak wyszło ale już wszystko wróciło na swoje miejsce;))).
Pozdrawiam.
Taka cisza przyda się obu stronom :) A ze zwierzątkami sobie bez problemu poradzi. Jakoś tak w pierwszym odruchu oni zawsze po pomoc do nas ;)
OdpowiedzUsuńMyszko, po kilku dniach Ślubny sam doszedł to wniosku, ze dobrze nam ta rozłąka zrobiła.
UsuńAle co się przedtem głupio zachował i mnie wkurzył - to mnie wkurzył;))).
Trudno powiedzieć, może być naburmuszony , ale w koń9cu i tak szczęsliwy, że wrociłaś i znów przejmiesz obowiązki.
OdpowiedzUsuńKorzystaj z wolnosci i odpoczywaj.
Dora, szybko mu przeszło, ale wkurza mnie, ze coraz bardziej zaczyna się trzymać mojej spódnicy.
UsuńNo kurcze, chcę choć raz w roku mieć trochę spokoju, kiedy nikt nic ode mnie nie chce.
Mam nadzieję, ze w tym roku Korona mi nie na miesza i wyjdzie mój wyjazd do sanatorium.
Przecież chłopaki (bez względu na wiek) są z innej planety, więc nic dziwnego, że Ślubny bez Ciebie odnaleźć się nie może w pierwszej chwili. Odpoczywaj i korzystaj z ciszy :)))
OdpowiedzUsuńAniu, do tego czasu Ślubny był w miarę samodzielny i do mojej nieobecności przyzwyczaiły go moje wyjazdy do sanatorium.
UsuńAle tym razem naszła go ochota na wspólny wyjazd.
Zaś moja ochota skręcała w zupełnie innym kierunku, a i domu ze zwierzakami nie bardzo można było zostawić, więc ... wyszło jak wyszło;))).
Myślę, że jeśli twardy z niego zawodnik to możesz mieć jeszcze ciszę po powrocie...
OdpowiedzUsuńAle... jakże to tak, nie dość, że krzyczałaś to jeszcze nieparlamentarne?
Anonimko, jestem "niespodziewanie spokojny człowiek", ale jak się mnie wyprowadzi z równowagi to drzazgi lecą.
UsuńNieparlamentarne słowa też;))).
Później się tego wstydzę, ale ... ponoć zdrowo jest raz na jakiś czas upuścić trochę pary;).
Ech ci mężowie... Nieboraki, które nie potrafią zadbać o siebie i innych, bo nieprzyzwyczajeni, albo nienauczeni, albo .... (tu wstawić odpowiednie słowo). Nie potrafią zapamiętać, gdzie stoją zapasy cukru, albo mleko w kartonach, za to doskonale pamietają że obiad ma być na 14:30. Twój małżonek pewnie jest w szoku i myślę, że rozpatruje dwie możliwości - obrazić się i czekać na przeprosiny, czy iść po rozum do głowy i przyjąć cię z własnoręcznie zrobioną jajecznicą :))) Przytulaski
OdpowiedzUsuńOld Lady, Ślubny miał ochotę na wspólny wyjazd.
UsuńAle sam rozumiał, ze to raczej nie możliwe, więc postanowił, ze mi pomarudzi, a wtedy ja "coś wymyślę, co zrobić ze zwierzaczkami" i będziemy mogli pojechać razem.
Ja natomiast bardzo potrzebowałam pobycia samej z sobą, bo mi przez ten lockdown, kiedy we dwoje siedzieliśmy przeszło rok, 24h na dobę razem, styki się już zagrzewały;))).
Pozdrawiam serdecznie;).
Byle tylko chomik przeżył:)
OdpowiedzUsuńPiranio, chomik przezył i miał się dobrze.
UsuńAle - ironia losu - zachorował zaraz po naszym przyjeździe i w środę ma operację.
Oczywiście ta choroba chomika nie ma nic wspólnego z opieką dziadka, ale wnuczek dość podejrzliwie do faktu zachorowania zwierzaczka podszedł;).
tutaj w tym czasie byl totalny lockdown, dopiero teraz sie powoli luzuje, a ja przed dostaniem drugiej polowy czipa, 2 lipca, nie mam najmniejszej ochoty na ludzi,cos tam mi swita, zeby po tym czipie pojechac na kilka dni w Alpy i pofotografowac wodospady, ale ... ja juz praktycznie zyje Portugalia i niekończącym sie urlopem, zniszczyli nam spokój, wyrabali drzewa przed tarasem, to juz nie jest miejsce, które kiedys tak lubilam... macham serdecznie Aniu❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń