Traktat o siekaniu cebuli.


Było to … nie tak dawno temu.
Rzecz działa się zaledwie w wigilię ostatnich świąt Bożego Narodzenia.
Zabiegana kobieta poprosiła swego męża o pomoc.
Ten zaś miał w planach całkiem coś innego niż włączenie się w przygotowanie do świąt.
Mianowicie planował, tak jak to od lat czynili pobratymcy jego gatunku,  zniknąć z domu, by nie przeszkadzać kobietom w czynieniu ich powinności.
Jako że, kobieta głos miała udręczony i obłęd w oczach, zgodził się na pomoc.
Miał pokroić cebulę w kosteczkę.
No to pokroił …
A może posiekał…
Właściwie to pociapał na części…
Ale pomógł?
Pomógł!!! …. I dopiero wtedy wyniósł się z domu. Łaskawca!
Kiedy kobieta zobaczyła dzieło swego męża …zaniemówiła.
I to na kilka godzin.
Dzięki temu kolacja wigilijna minęła w spokoju i bez awantury.
Mowa kobiecie wróciła, jak wyszli wszyscy goście, ale wtedy na krzyki i pretensje nie miała już siły.
Ale ta pociapana cebula była kroplą, która się przelała.
Po świętach kobieta zapytała swego mężczyzną, dlaczego tak niechlujnie podszedł do zadania.
Bo NIE POTRAFIĘ kroić cebuli, - odparł, a wzrok jego mówił „przecież to babska robota”.
Jak nie potrafi, to trzeba przyuczyć – pomyślała kobieta – … z pół wieku za późno.
I do menu zaczęła włączać potrawy z cebulą, a do krojenia jej zatrudniała męża.
Minął miesiąc, kobieta ma już potraw z cebulą po kokardę.
Ale jej mąż cebulę kroi wzorowo.
Historia niezbyt wesoła, ale bardzo prawdziwa…

Komentarze

  1. Nie wiem co powiedzieć. Może tylko tyle, że machnąć ręką na pociapaną na części cebulę.I tak będzie wmieszana do innych składników potrawy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pensoner, czyżbyś była mężczyzną i sugerowała, ze kobieta się czepia swojego męża?;))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem mamą dwóch bardzo dorosłych synów, którzy czasem pomagają mi posiekać cebulkę ;) Starszy potrafi to zrobić perfekcyjnie. Młodszy to robi rzadziej, ale potrafi. Nawet jak posiekają byle jak, to nie jest dla mnie ważne. Ważne, że pokrojona. No, ale ja to mówię jako matka ;)

      Usuń
    2. Dla niektorych ważne jest to jak się sieka albo po prostu mają zły dzień i tylko wtedy im to przeszkadza ;)

      Usuń
  3. Wg mnie nie chodzi o to czy ładnie, tylko o podejście faceta do tego co robi. Oczywiście najprościej powiedzieć "nie umiem". Ale kobieta też się nie rodzi z cebulą i nożem w ręku. Moja teściowa sama robiła wszystko, i nawet jeśli synowie czy córki chcieli pomóc to nie, bo ona to zrobi lepiej. W efekcie wziąwszy jednego z synów za męża też musiałam wiele rzeczy robić sama. Ale drobnymi krokami doszło do tego,że mąż stał się super pomocą w kuchni. I już nie jest to pomoc dla mnie tylko po prostu jego zadanie. A niektóre rzeczy po prostu robi lepiej :). A to ja jestem tą, która nie potrafi. Natomiast jeśli dziecko mimo starań robi coś nieperfekcyjnie - absolutnie nie można zniechęcać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażyna, dziękuję za zrozumienie;).
      Moja "wina" jest taka, ze za późno zabrałam się za edukację męża.
      Ale ponieważ był bardzo opornym uczniem, a w czasach kiedy byłam czynna zawodowo, prowadziłam dom, wychowywałam dzieci, dokształcałam się zawodowo itp, czasu miałam mało i szybciej zrobiłam, niż wytłumaczyłam jak powinno być zrobione.
      Natomiast nauki o poruszaniu się w kuchni i prowadzenia domu w stosunku do dzieci nie zignorowałam, więc mam czyste sumienie, ze w każdej sytuacji dadzą sobie radę.

      Usuń
  4. Masz rację Wilmo, trochę smutna historia.Bo...
    Kobieta oczekuje, ze jej mężczyzna będzie myślał, jak ona i działał jak ona. Ale jak już on próbuje się dostosować do jej oczekiwań ( a próbuje, bo jednak tę cebulę tak długo kroił, aż osiągnął perfekcjonizm) to ona....ma cebuli dość. A przecież zupełnie nie o to chodzi we wpólnym życiu! Czasami tak bywa, że się mijamy.
    To ja, starsza pani, Teńka. Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teńka, czytając Twój komentarz pomyślałam sobie - szkoda, ze mój mąż nie spotkał Ciebie na swojej drodze - Ty byś go zrozumiała i doceniła.
      A tak chłopina pięćdziesiąt trzy lata męczy się ze mną, a ja go nie rozumiem i gnębię każąc siekać jakąś cebulę.
      Jeszcze do tego równo i schludnie.
      Ale zastanawiam się również dlaczego przez te przeszło pół wieku ode mnie nie uciekł?
      Przecież każdy ma wolny wybór i wolną drogę....

      Usuń
  5. Uuu,to bardziej ja ciapciam cebulę. Ślubny lepiej to robi.Jednak czasami prace w kuchni mężczyźni traktują jako ujmę.Nic nie poradzisz.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urszula, w tym przypadku sprawa dotyczyła durnego tłumaczenia się "nie umiem".
      No potrafi, nie raz przyrządzał sobie jego ulubioną sałatkę z pomidorów, do której celę siekał wzorowo.
      Wściekłam się, ze w głupi sposób wykręcał się od pomocy, kiedy przed świętami wszystko było na mojej głowie i padałam na twarz.

      Usuń
  6. Nauka nie pójdzie w las. Jak już wróci chęć do cebuli, będzie jak znalazł i tym razem bez wymówki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myszko, z cebulą "nauka" się powiodła, dzisiaj była lekcja wykrawania kółeczek z ciasta na pierogi.
      Odpuściłam, chyba mój czteroletni wnuk zaroiłby to lepiej;))).

      Usuń
  7. To sa wlasnie te momenty, gdy najczesciej matka, zniecheca dziecko do prac w kuchni, bo sama cierpietniczo zrobi lepiej i nic sie nie zmarnuje. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy, to o czym piszesz, to święta prawda, ale... w tym przypadku kłaniał się lenius nierobus i za wszelką cenę chęć wykręcenia się od pomocy.
      Ślubnego już nie nauczę, ale jeżeli chodzi o dzieci, to na szczęście nie mam sobie nic do zarzucenia.
      Dadzą sobie radę w życiu w każdej sytuacji.

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Kobieto, to jest bardzo adekwatny do sytuacji komentarz;)))
      Nic dodać, nic ująć:)))
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Ciągle musimy akceptować to co jest....
    I nic się nie zmienia.../to taka ogólna uwaga/
    Serdeczności Wilmo:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, trafiłaś w sedno!
      Ale trochę się zmienia, tylko bardzo wolno, bo "tradycja" to w niektórych rodzinach sprawa do nie przeskoczenia;(.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  10. W sumie, jak by na to nie patrzeć, mamy szczęśliwe zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, zakończenie niby szczęśliwe, ale ani jedna, ani druga strona szczęśliwa nie była;))).

      Usuń
  11. Z domu rodzinnego pamiętam, że to ja, jako jedyna córka musiałam zawsze zmywać. Na moje pytanie, dlaczego nie brat / bracia, odpowiedź moich rodziców była jedna - "bo on nie umie". Tak jakby to była fizyka jądrowa...
    KasiaPoland

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, właśnie to "nie potrafię kroić cebuli", było gorsze od tej posiekanej byle jak, na odczepne cebuli.
      Bo po pierwsze, to nie jest fizyka jądrowa, a po drugie, to nie była jego pierwsza styczność z krojeniem cebuli i na swoje potrzeby w swoim czasie siekał tę cebulę całkiem poprawnie.

      Usuń
  12. estupenda entrada !! Buenas noches! 💓💓💓

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gracias, Carolina. Saludos!
      ps. Perdone lo siento, no hablo espanol.

      Usuń
  13. Takie było dawniej dzieci chowanie. Dziewczynka do domowych robót, chłopak do podziwiania. W wielu domach tak było, czasem jeszcze jest... Wilmo, masz zdolności pedagogiczne :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anka, niestety, nie mam zdolności pedagogicznych, przez miesiąc to można nauczyć słonia tańczyć, a nie jak dorosłego faceta pokroić cebulę.
      A poza tym, mój Ślubny jak chce, to potrafi to robić.
      Wtedy, w wigilię wyraźnie nie było mu to na rękę, więc "nie potrafił";(((.

      Usuń
  14. Ależ to bardzo wesoła historia! Pojął? Pojął. Przyswoił? Oczywiście. Dzielna kobieta już nigdy nie musi kroić? Oczywiście. Teraz po kolei: obieranie ziemniaczków (tak świetnie to robisz kochanie), mycie garów (skarbie, tak mnie ręce bolą, na pewno chcesz, żebym miała ładne dłonie), odkurzanie (mmm, jaki ty silny jesteś, a ja taka mala). itd. Bo można!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Old Lady, pochwałami i pochlebstwami to mogę uczyć czynności domowych moje wnuczęta.
      Ale za coś, co każdy dorosły człowiek powinien potrafić zrobić, Ślubny ode mnie pochwał nie usłyszy.
      Obijał się przez pół wieku, pozwalałam, bo miałam siły to wszystko robiłam.
      Teraz sił mi brak, więc niech ruszy tyłek i pomaga.
      Skończyła się totalna obsługa;))).

      Usuń
  15. Witaj, jakoś przypadkiem weszłam do Ciebie przyciągnięta imieniem, a potem obrazkiem i usmiałam się niesamowicie czytając tą historię, wybacz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. The Primitive Moon, wcale Ci się nie dziwię, ze Cię ta historia rozbawiła.
      Jak opowiadałam córce to też się śmiała i to ona zasugerowała, ze "ojciec powinien wziąć lekcje na podkuchennego";)))
      ps. miło mi, ze trafiłaś na mój blog, zapraszam częściej;))).

      Usuń
  16. W moim rodzinnym domu, to Tato był od spraw kuchennych, a Mama od celów wyższych. U mnie " po pałam", moglam liczyć na pomoc częściową, ale dopiero gdy jeździłam do Germanii, wszystko zmieniło się na jeszcze lepsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fuscilo, akurat w tym aspekcie to Ty miałaś o niebo lepiej.
      Co znaczy, ze byłaś dużo mądrzejsza ode mnie i w odpowiednim czasie potrafiłaś wymagać pomocy.

      Usuń

Prześlij komentarz