Tak sobie czasem myślę ...


Tak sobie czasem myślę (ale tylko czasem, bo w obecnych czasach myślenie nie jest wskazane)… no więc tak sobie myślę, że …
Nasi dziadkowie mieli pierwszą wojnę światową, nasi rodzice mieli drugą wojnę światową.
A moje pokolenie ma koronowirusa.
Już myślałam, ze wykpimy się stanem wojennym, ale nie,nie, nie, to by było za proste i za mało traumatyczne.
Nie wiem, jak się to wszystko tym razem skończy, zdaję sobie sprawę z tego, ze po 14 dniach kwarantanny na pewno pandemia nie zniknie i domyślam się, ze tej kwarantanny to my jeszcze trochę zaliczymy.
Ale mimo, ze jestem w grupie wysokiego ryzyka (stara, schorowana), to i tak się „cieszę”, ze jest to pandemia a nie wojna.
Przede wszystkim dlatego, ze ten wirus raczej nie zabija dzieci, a wojna owszem.
Poza tym wolę, ze moim wrogiem jest wirus, bo jest bardziej „sprawiedliwy”, niż człowiek.
Moim zdaniem los i tak nas łagodniej potraktował. niż naszych dziadków i rodziców...
Koniec wieści dziwnej treści, ja się akurat takim tematami nie dołuję, bo nie jedno już przeżyłam, ale młodsi czytacie mogą dostać gęsiej skórki.

A poza tym?
Życie mi płynie, jak choremu po rycynie.
Też biegam, co prawda nie do WC, tylko od jednego do drugiego zajęcia.
Kończę dwa albumy – 1 kwietnia ma urodziny (piąte) Staś, a 2 kwietnia urodziny (ósme) obchodzi Wiktoria.
W między czasie robię świąteczne kartki (jeszcze muszę zrobić dwie), poza tym obiecałam Wiktorii, że zrobię jej wielkanocny stroik, który ona chce dać drugiej babci na imieniny.
Tym razem problemy z zaopatrzeniem są mi na rękę, była okazja, by postanowić, ze obiady z mięsem są u nas tylko w weekendy (na całkowitą eliminację Ślubny postawił zdecydowane weto;)
Sterczę więc dużo więcej przy kuchni, bo wiadomo, ze posiłki jarskie są bardziej pracochłonne niż usmażyć kotlety;).
No i latam ze ścierką, jak kot z pęcherzem.
Zawsze miałam hopla na punkcie czystości i porządków, ale teraz mi się znacznie „pogorszyło”;).
W między czasie codziennie siedzimy (czytamy) ze Ślubnym godzinę na balkonie.
Zabudowany balkon daje nam taką możliwość nawet w niepogodę.
A po 22.00 obowiązkowo idziemy na spacer w willową część naszego osiedla.
Przeważnie witają nas tam koty, których na tym osiedlu jest sporo, a czasem przemknie jakiś człowiek z psem.
Ale rzadko, bo psiarze wychodzą z psami na skwer, za moimi oknami (dlatego my tam nie chodzimy;).
Czyli w tych nienormalnych czasach, życie płynie normalnie (z małymi zmianami;)


Komentarze

  1. Każdy jakoś się stara.U mnie ślubny znów nie chce żadnych racuchow,naleśników ,nic słodkiego a dla mnie samej mi się nie chce.To robie gęsta zupę na 2 dni.Na spacer to rzadko idziemy
    Ja jestem zakupą.Powoli szykuje się do Świąt. Będą święta tylko nie wiem kiedy wnuki odbiorą zajączka. Prezenty mam spakowane, lubię to robić
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy bunt nie ma sensu, trzeba się dostosować wyciągając z tego jak najwięcej korzyści dla siebie:) Byłam dziś na świeżym powietrzu kilka godzin bez pośpiechu sprzątając ogródek i słuchając audiobooka.
    Jednak pozostanę przy tym, że w naszym pokoleniu był Czarnobyl i stan wojenny, zostawiając dla pokolenia naszych dzieci rzeczonego wirusa. Bo skoro w każdym pokoleniu ma być jakaś trauma, to niech ta będzie dla nich, aby nic innego juz im się nie zdarzyło. Takie zaklinanie rzeczywistości:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z ZielonąPiranią. Czarnobyl i stan wojenny, a koronę mamy w promocji chyba...

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna data urodzin dla wnuczka :) żartowniś z niego? Mój synek niby listopadowy ale lubi robić, jak to on mówi, zmyłki podobne do prima aprilis ;) Dobrze, że spacerujecie.. U nas o 22 z dzieckiem to już nie bardzo, ale musimy wdrożyć jakieś małe spacery za dnia, bo inaczej pochorujemy się od siedzenia w domu. Trzymajcie się w zdrowiu i powodzenia w Twoich robótkach ręcznych :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyzwyczailiśmy się do częstego mięsa na naszych stołach i teraz jest trudno się przestawić. Ja dziś planuję placki ziemniaczane, które baaaardzo lubię. Zazdroszczę Ci zabudowanego balkonu, to taki rodzaj zimowego ogrodu ;) Pozdrawiam :) i życzę zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje wnuki obchodza urodziny na przełomie kwietnia i maja i zastanawiam sie, czy impreza urodzinowa będzia przez skype'a, czy wreszcie sie spotkamy. Żyję z dnia na dzień, na zakupy chodze jedynie uzupełniające, bo głowne robi mąż, który i tak codziennie jedzie do pracy; ostatnio wreszcie udało mi sie zmobilizowac i uporządkowac papiery, za co nie mogłam sie zabrac przynajmniej od roku:) Ale masz racje, cieszmy sie, ze to nie wojna, choć to co dzieje sie w polityce, wojną (domowa) zalatuje...

    OdpowiedzUsuń
  7. Pandemia pandemią a kwiatki kwitną i pąki coraz większe na drzewach.
    Zgadzam się z Tobą, że wojna to dużo gorsza rzecz.

    Ale żyjemy od pewnego czasu zupełnie inaczej i musimy sobie dać z tym radę.
    Trzymaj się Wilmo :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego porównywania obecnej pandemii do stanu wojennego (dość często spotykam to na blogach). O.K., nie było mnie wtedy na świecie i nie mam prywatnego porównania, ale wydaje mi się, że to gruba przesada.

    U nas też ten czas płynie normalnie (z niewielkimi zmianami). Ogólnie cieszę się z tej wolności, bo jednak nie oszukujmy się, nie siedzimy na ścisłej kwarantannie. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wilmo, przypomniały się czasy minione, gdy musiałyśmy sobie radzić, zdobywać produkty, tworzyć z nich cos jadalnego, tak było... Oby szybko wróciła normalność i poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że to tylko pobożne życzenia, ale... bez marzeń i życzeń nie da się żyć.
    Trzymaj się zdrowo, buziaki :))) anka

    OdpowiedzUsuń
  10. No tak, nasi rodzice przeżyli 1 i 2 wojenkę, a my, stan wojenny no i żeby było przynajmniej matematycznie po równo to wirusa i to w koronie! Miejmy nadzieję, że jakoś uda nam się przemknąć i doczekać spokojności. Pozdrawiam i zdrowia dla wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba nie ma co innego. I to i to jest straszne, przeraża, budzi panikę.... i to i to przynosi traumę, pozostawia ślad i zostawi... a wiosna nie patrzy... i nigdy nie patrzyła... przyszła i przyroda budzi sie do życia

    OdpowiedzUsuń
  12. Mysle, ze po, byc moze wiecej zaczniemy doceniac, a przede wszystkim dostrzegac, co jest wazne.

    OdpowiedzUsuń
  13. A mój małż niespodziewanie odmówił jedzenia mięsa!
    Jak zacznie ćwiczyć jogę, to dopiero się zdziwię :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Powolutku sobie szydełkuję i mam nadzieję, że sprawdzi się powiedzenie "wszystko mija, nawet najdłuższa żmija "!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz