Trudno wskoczyć w koleiny codzienności...
Do domu wróciłam tydzień temu.
Wyjazd bardzo udany, nie dopisała tylko pogoda, która na dwa dni przed naszym
wyjazdem spowodowała to, że trzeba było wyciągać parasole.
Wszelkie przybytki typu muzea, izby pamięci, manufaktury regionalne były już
czynne i co najważniejsze puste.
Dla mnie to akurat nie istotne, ale dla córki, która przygotowała wnuczętom
bardzo bogaty program zwiedzania części półwyspu helskiego było to bardzo na
rękę.
Restauracje też świeciły jeszcze pustkami - więc dla córki, która nie chcąc być
ograniczona czasowo, w pensjonacie korzystała tylko ze śniadań, a pozostałe
posiłki jedli na mieście - było to dużym plusem.
Wnioski z wyjazdu tylko takie, ze
przełom maj/czerwiec jest najlepszy dla takich dziwaków jak my.
Wprawdzie z kąpieli morskich i plażingu się wtedy nie skorzysta, ale można
zmienić otoczenie, oraz w ciszy i spokoju (no i bezpiecznie!!!, bo o tym jakby
ludzie teraz zapomnieli) pospacerować.
A drugi wniosek, ale to już mój prywatny – bardzo chętnie "przeprowadziłabym" się
nad morze.
Albowiem tam, tak jak wszędzie pogoda była zmienna, ciśnienie atmosferyczne też
skakało jak pchły po Burku, a ja czułam się DOBRZE.
Natomiast jak tylko wróciłam do domu mogę z powodzeniem robić za barometr.
Czuję się źle, dużo mnie kosztuje zmobilizowanie się do czegokolwiek.
A przecież po tygodniowej mojej nieobecności jest w domu co robić.
Mieszkanie ogarnięte tylko z większego czeka na dokładne sprzątanie.
Na razie uporałam się z rzeczami zimowymi, które powędrowały do pralni a potem
popakowanie w worki (takie do przewozu rzeczy podczas podróży) powędrowały do
odpowiedniej szafy.
Poprałam, poprasowałam, popakowałam i schowałam wszystkie szale i chusty
zimowe.
Przy okazji odświeżyłam parowym urządzeniem, które pożyczyłam od córki
wszystkie wiosenne i letnie szale, szaliki i apaszki.
W przyszłym tygodniu muszą wziąć się za mieszkanie, obym tylko poczuła się
nieco lepiej, bo w tej chwili trudno mi wykrzesać z siebie choć trochę wigoru.
Pod opieką Ślubnego zwierzęta jakoś przeżyły.
Ale Vicię w nadchodzącym tygodniu musi obejrzeć weterynarz, bo kot nie chce nic jeść.
W minionym tygodniu
nie chciałam jej dodatkowo stresować i wywozić z domu na wizytę.
A Dżudek (chomik wnucząt) ma w środę operację. Urosła mu narośl na brzuchu,
choroba, która bardzo często dotyka chomiki, i nie ma to nic wspólnego z tym,
ze Dżudkiem opiekował się ktoś inny.
Ale Staś zadał dziadkowi pytanie – dziadku, jak to się stało, czyżbyś czegoś
nie dopilnował?
Dopiero tłumaczenie córki i pani weterynarz uspokoiły malucha.
Ciche dni
minęły zaraz po moim przyjeździe do domu(szkoda).
Trwały tak długo, bo córka prosiła Ślubnego, by choć przez tydzień dał mamie w
spokoju odpocząć, nie zadając jej pytań – jak, co i dlaczego.
Zamiast do mnie miał Ślubny dzwonić do niej.
I wiecie co?
Dzwonił do niej z pytaniem tylko dwa razy.
Do mnie dzwoniłby dwa razy na godzinę.
No, może jednak jest nadzieja, że Twój ślubny nie będzie Tobie głowy zawracał, a Córce! Która na mur beton sobie z nim poradzi! Znaczy - udowodni, że nie ma o co kruszyć kopii!
OdpowiedzUsuń🙂🙂🙂
Morze, nasze morze.. I w burzowe dni piękne. Najważniejsze, że wypoczęłaś, więc z tym powrotem do sprzątanie nie szalej, bo zaraz znowu będziesz zmęczona. Jeden z moich chomików też miał taką narośl, tylko że na grzbiecie. Nie operowaliśmy, bo to było już u kresu jego dni. Mam nadzieję, że Dżudek wydobrzeje. A i Tobie mocy życzę i uściski przesyłam:)
OdpowiedzUsuńW domu zawsze jakaś robota.U mnie teraz ślubny też sprząta, muszę się pogodzić i raczej uwagi nie zwracam , powolutku i po cichutku coś tam poprawię.Wymiana odzieży na letnia dopiero mnie czeka .Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMaj i czerwiec to spokojne miesiące na udane wczasy, aczkolwiek ja częściej wybieram wrzesień, bo też już poza sezonem i spokój gwarantowany, ale jeszcze na tyle ciepło, że i kąpieli zażyć można.
OdpowiedzUsuńEch ten Ślubny...
Zła pogoda potrafi zepsuć najlepszy wypoczynek.
OdpowiedzUsuńNo ale spacery brzegiem morza nawet w deszczu mają urok.
Kumuluj teraz siły które zdobyłaś :-)
Wróciłaś do codzienności, a ta nie zawsze jest kolorowa. Wypoczęta zdążyłaś już trochę uporządkować namacalne rzeczy ;) Ślubny przeżył, a ciche dni minęły. Ot, życie. Życzę wszystkiego najlepszego, dużo powodów do uśmiechu. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPowrót do realu zawsze jest trudny, ale za to masz wspomnienia i możesz zamknąć oczy w dowolnym momencie i wędrować po plaży "przed oczyma duszy" bez marznięcia i parasola... Uściski!
OdpowiedzUsuńChyba nadszedł najwyższy czas, aby kupić robota. ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że odpoczelas, wszystko zdążysz zrobić w mieszkaniu.Powoli, żeby się nie przemeczyc.Mysle i ja zacząć od mycia okien, może jutro zacznę.
OdpowiedzUsuń