W maju zimno - źle, w czerwcu upał - też nie dobrze...

Kiedyś, gdzieś usłyszałam, że porządek powinien brać przykład z bałaganu i też powinien robić się sam.
Dzisiaj mi się to przypomniało, kiedy gimnastykowałam się przy przyprowadzaniu mieszkanie do porządku, ponieważ kiedy panowały te upały, było tak, ze „przewróciło się, to niech sobie leży”;).
Umyłam  też okna (sorry, umyłam tylko szyby i parapety) , bo przez tę wczorajszą burzę im się to należało.
Mycie okien należy do Ślubnego (ja myję tylko w swoim pokoju), ale chłopina jeszcze nie przyszedł do siebie po tym katarze;))).
Uciążliwie (tzn. z marudzeniem) chorował tylko dwa i pół dnia.
Potem chcąc się chyba „zrehabilitować” zaczął mi nawet pomagać przy gotowaniu, średnio mu to wychodzi, liczą się jednak chęci, ale sama widzę, ze z kondycją u niego słabiutko.
Ja tam dużo lepszej kondycji nie mam, ale prawie cale życie musiałam robić, co do mnie należy nie patrząc na to jak się czuję.
Ślubny posprzątał tylko swój pokój i WC i odkurzył mieszkanie, dla mnie została reszta, łącznie z balkonem.
No i ugotowanie obiadu.
Co zaplanowałam, to zostało zrobione, ale pod wieczór mieliśmy pojechać do córki, by świętować zakończenie roku szkolnego i uściskać maluchy przed ich wyjazdem na Mazury, jednak chyba trochę dzisiaj z aktywnością przesadziłam.
Porozmawialiśmy więc tylko z wnuczętami przez Messenger.
Wnuczęta wyjeżdżają, tak jak w ubiegłym roku na łódź ze swoim tatą, ojcem chrzestnym i drugim dziadkiem.
Tata z dziadkiem obsługują łódź, a ojciec chrzestny zajmuje się żywieniem wszystkich (bardzo dobrze gotuje) i opieką nad dziećmi.
W ubiegłym roku dzieci złapały bakcyla żaglowania i w tym roku z niecierpliwością czekały na ten wyjazd.

Mam nadzieję, ze te upały zelżały już na dłużej, bo w czasie tego gorąca praktycznie cały dzień siedziałam w domu i to bezproduktywnie.
I to nie tak, ze mi się nic nie chciało robić.
Po prostu po dwudziestu minutach krzątania się pot mnie zlewał i brakowało mi siły.
W zasadzie w moim wieku normalna sprawa, ale moje „wewnętrzne ja” nie mogło uwierzyć, ze może nadejść taki czas, kiedy trzeba „mierzyć zamiary według sił”.
Wychodziliśmy na spacery wieczorami, ok. 20.00, bo wieczorami to mi „ubywa” sporo lat i wtedy wiem, ze żyję.
Ale co to za życie, co ja niby wieczorem i w nocy mam robić?
Latać ma sabat czarownic?
Kurcze, nie mam miotły! 



 

 

Komentarze

  1. Oj, Wilmo, ten upał był nie do wytrzymania ! Izolacja na większą część dnia, nawet trudno było wykrzesać siły na jakieś domowe działanie. Pozostało czekanie na chłodniejsze dni. Oby upalne dni nie powróciły ! Klimat się zmienia, więc upały będą częściej nam dokuczać. Dzieci zarażone pasją do żeglowania spędzą radosne dni. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety takie czasy już nastały, prace trzeba sobie dozowac ,już się nie da tyle.Aktualnie chłodniej.Nie trawię upałów.Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś lato było normalnym, znośnym temperaturowo latem. Nadal zwyczajne 25 by wystraczyło, a nie takie upały, że oddychać nie idzie! I to bez względu na wiek. Co do kondycji, to mężczyźni z łatwością wykorzystują każdą okoliczność by robić jednak mniej, niż by mogli. Ale i tak pochwalić warto ;) Miłego wypoczynku dla żeglarzy i dla Ciebie, po tych porządkach też :) 🌺

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym miała wybierać między zimnym majem a upalnym czerwcem to zdecydowanie wolę te upały, pomimo tego że dni mijają bezproduktywnie, bo temperatura zabija najmniejszy nawet przejaw energii. Tym bardziej piękne wieczory wynagradzają wszystko 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Upały faktycznie są męczące, ale dwa ostatnie dni juz były do życia :-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak Wnuki załapały porządnego bakcyla, to już przy nim zostaną na długo! A Ty przynajmniej miałaś trochę oddechu i spokoju!
    Upały też nie dla mnie. Dobrze, że chociaż można było poczytać, mocząc jednocześnie nogi w misce z zimna wodą! No i promenada oświetlona, to wypady wieczorne na rowerze były całkiem fajne!

    OdpowiedzUsuń
  7. Z humorem opisujesz to wszystko, co my wszyscy odczuwamy.
    Na wczorajszym spacerze uzgodniliśmy z mężem, że chcielibyśmy być na obecnym etapie życia, ale o 20 lat młodsi, ale cóż, życie to nie bajka...
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja bym chciała jak Jotka, ale.... to se ne vrati...no więc jest jak jest.
    Mimo wszystko wolę ciepło niż zimno, ale faktycznie 25 st. wystarczyłoby w zupełności. Wilmo kochana, ja bym chciała móc nie usypiać wieczorem na stojąco, taki długi dzień by mi się zrobił..., a tu gucio, nic z tego. Zdrówka :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz