Lipiec musi przypiec, ale ...

Obiecałam sobie solennie, ze już nie zaniedbam bloga tak, jak zaniedbałam zimą.
Ale proza życia okazała się silniejsza od mojego postanowienia…
Bo też ostatnio działo się u mnie sporo.
Akurat wypadły półroczne badania kontrolne u czterech lekarzy.
A do każdego lekarza inne badania, tak że odwiedziłam laboratorium kilka razy.
Na zdrowy rozum można by te badania zrobić za jednym pobraniem krwi.
Ale widocznie zdrowy rozum w przychodni, która jest najbliżej mojego miejsca zamieszkania jest towarem deficytowym.
Owszem, mogą te wszystkie badania zrobić, ale drukują je wszystkie razem.
I każdy lekarz musiałby sobie wyszukiwać interesujące go wyniki z trzech arkuszy wydruku, co jest moim zdaniem postawienie lekarz w dość niekomfortowej i nieeleganckiej sytuacji.
No więc nawiedzam ich tam zawsze kilka razy, a chodzę do tej Przychodni tylko dlatego, że jest  na tyle blisko, bym mogła tam spokojnie pójść sama rano będąc na czczo (czytaj – będąc ledwo ciepłą i ledwo żywą;).
Całe szczęście, ze ten okres składanie wizyt naszej „wspaniałej” służbie zdrowia przypadł akurat na te deszczowe i chłodniejsze dni.
Ponieważ moje wyniki badań były w miarę zadowalające lekarzy mam z wizytami u nich spokój aż  do stycznia.
Na wrzesień została mi do zrobienia densytometria i wizyta u lekarza od osteoporozy.
W tym samym czasie Vicia poczuła się gorzej i z nią też było urwanie głowy.
Kocina miała do wykonania masę badań, ale z tym też już jesteśmy na finiszu.
Jeszcze w sobotę tomograf głowy a w poniedziałek USG jamy brzusznej.
Niby wszystkie badania są w normie, a kot zachowuje się momentami dziwnie i nie panuje zupełnie nad swymi odruchami.

Koniec narzekania, teraz będzie pozytywnie (w miarę;).
Wnuczęta są zachwycone żaglowanie i namawiają ojca by przedłużyć pobyt.
Jak dokładnie z córką obejrzałyśmy przesyłane filmiki, to zrozumiałyśmy zachwyt dzieci.
Godz. 13.oo, Wiktoria siedzi za sterem łodzi, ojciec ją instruuje co i jak, Staś się temu przygląda. I Staś i Wiktoria siedzą w piżamach, Wiktoria, widać wyraźnie, ze od kilku dni nie uczesana.
Na pytanie matki, czy się chociaż wieczorem myją, zgodnie odpowiadają, że nie, bo nie ma potrzeby.
Przecież codziennie po kilka razy pływają w jeziorze;).
Ojciec dba również o to, by dzieci zwiedzały atrakcyjne historycznie miejsca.
Oglądamy więc filmiki z Wilczego Szańca i jeszcze kilku innych miejsc i co widzimy?
Że na każdej wycieczce dzieci ubrane tak samo;)))
Córka lekko zbulwersowana, ale ja ją tonuję, bo dokładnie pamiętam jak wyglądały moje dzieci, kiedy wracały z kolonii.
Też trzeba było je najpierw zamoczyć, a potem domywać.
A w użyciu była tylko jedna para rzeczy, reszta w walizce była nie ruszana.
Jak zapakowałam, tak przywozili  z powrotem.
Przeżyły, chociaż były brudne jak święta ziemia, ale były bardzo szczęśliwe.
Więc wnuczęta też przeżyją, a niech mają prawdziwy luz wakacyjny chociaż dwa tygodnia.
Bo już w domu na taki luz bez mycia się, czesania i zmiany ubrań nie można pozwolić, bo byłoby to po prostu nie wychowawcze.

Coś mnie dzisiaj ta pogoda usypia, chociaż wsparłam się już kawą szatanem.
Ślubny mnie straszy, że takie upały będą do niedzieli.
Zawsze lubiłam upały, i teraz też lubię ciepełko.
Ale nie 32 stopnie w cieniu.
A ludzie, jak widzę przez okno,  spacerują i normalnie funkcjonują!
Czyli u mnie SKS!.





 

Komentarze

  1. Wnuczęta zadowolone.Ja mam też u siebie 12 latka, nie chce się myć a bałagan w jego pokoju tego nie da się opisać.Piekne ogórki naprawione, ślinka leci.Cos tam na działce urosło, ślubny dzisiaj zerwie.Nie trawię upałów, teraz 34 st.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, tę niechęć do mycia się i do porządków u dzieci i młodzieży, niestety znam aż za dobrze;).
      A ogórki kiszą całe lato, jak jedne się kończą, nastawiam następne, bo u nas akurat takie ogórki schodzą w dużych ilościach;).
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Normalka u twych Wnusiów, i normalnie do tego ich Tata podchodzi! W końcu są wakacje i mus być blues, luz i maniana ! A ogórkami mnie zanęciłaś!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ile to roboty, Fusilko, przy przygotowywaniu nie ma dużo pracy, kiszą się same, nie szarpią za kieszeń i są pyszne i zdrowe;))).

      Usuń
  3. SKS i mnie dopada :( Ha, świetnie trudno - jak mawiała moja psorka od polskiego.
    Wilmo, brudne dzieci to szczęśliwe dzieci :) Dobrze pamiętam chłopaków na działce z moim tatą, myli się polewając wodą z hydronetki, sami gotowali co chcieli, chodzili też w czym chcieli i w związku z tym zawartość walizki była wciąż nie ruszana... Kiedy Ania przyjeżdżała na weekend robiła co się dało, żeby ich doprowadzić do porządku, ale to jak prace w stajni Augiasza ;)
    Jakie to były cudne chwile kiedy patrzę z perspektywy czasu! Twoje wnusie będą wspominać takie wakacje i własnym dzieciom o nich opowiadać.
    Uściski!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, moja mama też dawała w wakacje moim dzieciom wielki luz.
      Pilnowała tylko by wieczorem się umyli i ogarnęli, ale cały dzień chodziły w tym, co założyły rano, nie było przebierania "bo się ubrudziły".
      Dlatego do babci jeździli dużo chętniej niż na kolonie czy na obozy;).
      Ściskam:)>

      Usuń
  4. Dla dzieci wakacje jak marzenie, całkowity luz i zero stresów :) Wrócą, to się domyje, przebierze i szkoła zrobi swoje. Także niech korzystają. A mnie cieszą Twoje wyniki i zdrówka życzę dla Ciebie i kotka!
    p.s. zrobiłaś mi smaka na domowe kiszone :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myszko, też się ucieszyłam, ze jest na tyle dobrze, ze na wizyty kontrolne mam stawiać się co pół roku, a nie jak kiedyś co miesiąc, lub jak było lepiej - co trzy miesiące.
      A ogórki sobie zakiś, naprawdę z tym jest mało zachodu, a domowe kiszeniaki są pyszne;).
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Dzieci mają prawdziwe wakacje na luzie i niećh korzystają póki mogą.Wazne, że badania z głowy, będzie spokój na jakiś czas.Upaly ogromne dają się we znaki.Wszedzie gorąco, nawet w cieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ira, najgorzej jak trzeba w kuchni coś odgrzać, bo gotuję późnym wieczorem.
      Całe szczęście, ze raz po raz pada (przynajmniej u nas) i nie ma tych wyschniętych trawników i umierających roślin, tak jak to bywało poprzednimi latami.

      Usuń
  6. Niby mieszkam na równiku ale i ja w tym upale odnaleźć nijak się nie mogę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marku, tak po prawdzie normalnie funkcjonuję po godz. 18.00.
      Ale co wtedy można zdziałać?
      Jak w ciągu dnia nie wyjeżdżamy do Ogrodu Botanicznego, to idzie się na spacer, ugotuje się obiad na drugi dzień, trochę ogarnie mieszkanie, przychodzi 24.00 i człowiek zrobi ablucje i jest już po pierwszej i łóżko woła;))).

      Usuń

Prześlij komentarz