Co się działo, kiedy mnie tu nie było?
Ano, trochę się działo
W ostatnim tygodniu lipca mieliśmy gości.
Niespodziewanych, ale miłych, takich, przy których po trzecim dniu pobytu nie
myśli się – „kiedy wyjadą”?
Przyjechała koleżanka z czasów szkoły podstawowej z mężem.
Z tamtego okresu jest jedyną koleżanką jaką mam, z innymi jakoś tak drogi nam
się dawno rozeszły.
Mąż koleżanki robił badania i latał po lekarzach.
Towarzyszył mu Ślubny, a my miałyśmy warunki i czas by się wreszcie nagadać.
Sprawa dała się załatwić w ciągu tygodnia, czym byłam niepomiernie zdziwiona,
bo zakładałam, ze przeciągnie się do połowy sierpnia.
Sprawdziła się stara prawda, że za pieniądze zdrowia nie kupisz, ale pieniądze pozwolą ci
„luksusowo” chorować.
Pierwszy tydzień sierpnia, dla odmiany, spędziliśmy u koleżanki i jej męża.
Pobyt z odpowiednimi osobami, spędzony w wygodnym domu z wielkim ogrodem i
basenem musi być udany.
I tak był, nie mniej jednak ja tak do końca nie wypoczęłam.
A to dlatego, ze zabraliśmy ze sobą Vicię.
Niestety, inaczej się nie dało, bo kot, kiedy nie spał, "musiał" być na moich
kolanach, czy na rękach, ewentualnie leżeć mi na karku – wszystko jedno jak,
byleby był przytulony do mnie (lub do córki, ze Ślubnym to nie działało).
Bardzo chcieliśmy ze znajomymi pojechać, a nie chciałam kota zostawiać pod
opieką sąsiada, bo nie byłam pewna, czy wracając zastanę kota żywego.
Takiej odpowiedzialności na swoje sumienie nie chciałam brać, więc wyjścia nie było i kot pojechał z nami.
Kupiłam torbę w jakiej celebrytki noszę te swoje ratlerki i chihuahuy i w takiej torbie kot był cały czas przy mnie.
W takiej sytuacji o „bujnym życiu towarzyskim” na wyjeździe trzeba było
zapomnieć, ale nie narzekam, bo mnie ostatnio nie „nosi” a siedzenie w ogrodzie
na leżaczku na zmianę z moczeniem się w basenie bardzo mi odpowiadało.
A kot był spokojny słysząc i widząc, ze jestem w pobliżu, a poza tym w każdej chwili mógł sobie w tej torbie pospać, co też bardzo często czynił.
Martwię się o Vicię, jest przebadana wzdłuż i w szerz, wyniki jak na
jej wiek są prawidłowe, jednak kot nie ma apetytu, chudnie i zachowuje się
bardzo dziwnie.
Nie wiem co z nim zrobię, jak tym razem wypali wyjazd do sanatorium?
Wezmę ją z sobą?
Do wyjazdu (połowa listopada) jest jeszcze trochę czasu, pomyślę o tym później…
Ślubny „pociesza” mnie, że czwarta fala pandemii rozwiąże moje dylematy, zamkną
sanatoria i będzie po sprawie;(.
Na „troskliwego” męża zawsze można liczyć,
„wesprze dobrym słowem” zawsze w odpowiednim momencie;))))
Jeszcze jutro mam luz (może wreszcie będę miała czas wypróbować nowe farby), bo już wieczorem przyjeżdżają wnuczęta.
Ponoć tylko na dwa dni, bo w niedzielę wraca z wczasów druga babcia.
Pożyjemy, zobaczymy...
A to Cię Mąż pocieszył ;) Z podstawówki kontakt urwał mi się ze wszystkimi, z liceum jakieś dwie osoby zostały, a po studiach też się wszyscy porozjeżdżali. Super, że aż tak dobre relacje Ci się z koleżanką zachowały, że i pomieszkać razem można. Kwiaty piękne, na farby czasu Ci życzę i zdrowia. Dla kotka też. Serdeczności!
OdpowiedzUsuńJednak miałaś piękny czas, wspomnienia i piekna relacja została.Maz to faktycznie się nie popisał.Zdrowka dla k8ciaka.Pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńNo tak. Ze zwierzątkami jak z ludźmi. Zrobisz badania i sprawa się wyjaśni. Niestety do sanatorium zwierząt nie przyjmują ;) Pewnie znajdziesz inne rozwiązanie. Kwiatki piękne, ale cudna wiązanka nr 1.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczności :)
Chorują wszyscy, leczyć nie ma się gdzie, a czasami i za co...
OdpowiedzUsuńPiękne kwiaty!
Prawdę mówiąc już trzeci miesiąc paletam się po ludziach…tak wyszło, że nie mam innego wyjścia…byle wrócić do domu….jeszcze jednak ponad miesiąc
OdpowiedzUsuńA nie balas się, że Vicia będzie chciała czmychnąć?
OdpowiedzUsuńWilmo, dobrze, że zabrałaś Vicię ze sobą, była szczęśliwa mając Cię w pobliżu i "na oku". Zwierzaczki nas kochają całymi serduszkami 💗
OdpowiedzUsuńMiałaś fajne chwile wypoczynku, jak powinno być podczas wakacji, leżaczek, basen - sama radość 🙂 Wnuczęta też Ci jej dostarczą, choć i umęczą - jak zawsze, ale radość jest 🙂
Przyjemnie spedzony czas z kolezanką, a i Slubny mial z kim pogadać, troche odskoczni od codziennosci tacy goscie.
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale zmartwienie o Vicię, ja u Rysia widzę to przywiazanie, chodzi czazem za mną jak cień, i jak tu takiego zostswić, toż serce się kroi. Teraz mamy jechać do Bytomia i trzeba koty ciagnąc ze soba , chociaz będa batdzo niezadowolone z podrózy .
Piekne zdjęcia , jak zawsze.
Ja teźwybieram się do sanatorium na początku października. To mówisz że może to nie wypalić????
OdpowiedzUsuńTo kotek miał super,sfarcilo mu się.Fajnie, że jeszcze kontakty z koleżanką zostały, niestety nie utrzymuję kontaktów z zdawnych szkolnych lat, czasem krótka rozmowa na cmentarzu we wszystkich świętych i to wszystko.
OdpowiedzUsuńFaktycznie w tym roku, jak rzadko, sierpień się nie popisał! Zimno, mokro i wietrznie bardzo!
OdpowiedzUsuńJa ostatnio też coraz mniej lubię sierpień. Na szczęście moja kotka jest lekiem na wszelkie zło. Fajnie jest się spotkać ze znajomymi ze szkoły, zwłaszcza kiedy to są dobrzy znajomi. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego z okazji dzisiejszego Dnia Blogera :)
OdpowiedzUsuń