Były, minęły ...
Tym razem przed świętami nie umyłam okien balkonowych … pierwszy raz mi się tak zdarzyło ...
Nie zdążyła zazielenić mi się rzeżucha…
„Zamroziłam” galaretkę z kurczaka … włożyłam do zamrażalnika tylko na chwilę ,
by nieco stężała .. i o niej zapomniałam.
Nie nadawała się do zjedzenia, dobrze, ze nie zrobiłam tego z drugą partią,
która miała być w wersji wegetariańskiej (bez mięsa, tylko same warzywa w
galaretce).
Nie zachwyciliśmy się białą kiełbasą, choć kupowana była w trzech sklepach, by
była każda inna. Zawsze kiełbasy i wędlinę na święta dostarczał mi mój brat.
Tym razem zrezygnowaliśmy z tego, w zamian ma dostarczyć mięso, i wszelkie
wyroby wędliniarskie w maju na komunię wnuczki.
No i kicha, to co kupiliśmy było zjadliwe, ale nie ucieszyło naszych kubków
smakowych…
Mimo tych różnych wpadek i niedoróbek święta przyszły, się
odbyły i minęły…
I o dziwo nikomu te wpadki nie przeszkadzały - trochę mnie to dziwiło, no jak to? dlaczego każdy tylko macha ręką lub wzdryga ramionami? a gdzie gromy z jasnego nieba za niedopilnowanie???😉.
Pierwszy dzień świąt była u nas córka z rodziną, czyli było gwarnie i wesoło.
W drugi dzień świąt byliśmy sami , czyli cisza i spokój, balsam na moją duszę
po tych przedświątecznych wpadkowych przeżyciach, które mi sumienie nieco
gniotły.
Dzisiaj po świętach już
nie ma śladu…
W tej chwili jedynym znakiem, że była Wielkanoc są śliczne szydełkowe jajka
zawieszone na gałązkach (świąteczny prezent od Fusilki) i żonkile w doniczce
stojące na kuchennym oknie.
W tym roku musiałam wstrzymać się z większymi dekoracjami albowiem od niedawna
mieszka z nami nowy członek rodziny, który wszelkimi nowościami jest zachwycony
i zaraz anektuje to do zabawy.
Ale o nim następnym razem.
Kochana Wilmo, każdy ma jakieś wpadki, ja zapomniałam masła dodać do sernika i jeszcze go za długo trzymałam w piekarniku, piekarnik nie wyczyszczony i święta mineły .I święto był chrzest najmłodszego wnuka, a w drugie byliśmy też sami, na chwilę syn z wnukami przyjechał z dyngusem no i po prezent od zajączka. U mnie jeszcze dekoracje są. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńUla, masz rację, święta, lub inne uroczystości tak szybko mijają, ze bez sensu jest denerwować się, jak się coś nie uda, czy jest jakaś wpadka.
UsuńAle dopiero jakiś czas po fakcie człowiek dochodzi do wniosku, ze przezywanie niepowodzeń i denerwowanie się jest bez sensu...
ps. jak to jest, że ten Mikołaj lub zajączek wie, ze babcia i dziadek mają wnuczęta i musi im zanieść dla nich prezenty?;)))))
Pozdrawiam serdecznie:).
Nie napracowałam się, bo tylko pasztet i mazurek robiłam. Reszta to domena Progenitury i tak mi smakowało,m że zapomniałam o tym, że prawie nie jadam mięsa. No o miałam taką zgagę, że cały drugi dzień leżałam tylko o mleku! 😒
OdpowiedzUsuńFusilko, ta zgaga, to wielka niesprawiedliwość dziejowa!!!
UsuńPrzecież to nie było żadne objadanie się, tylko jak tradycja nakazuje kosztowanie wszystkich potraw;)))))
Co tam nieudane potrawy, liczy się dobry humor i towarzystwo, by i po świętach móc czuć się dobrze. Ciepełka i radości i ciekawam opowieści o nowym członku familii :-)
OdpowiedzUsuńJotka, teraz to i ja widzę, ze te wszelkie wpadki mało znaczą wobec tego, ze świętuje się ze swymi najbliższymi.
UsuńAle co się przed świętami nadenerwowałam, to moje;))))
Też już zapomniałam, że były
OdpowiedzUsuńświęta. Raptem miałam jeden niedzielny dzień do świętowania, wszystkie inne dni przed i po w pracy. Ledwo co te święta zauważyłam. Tylko zawartość lodówki mi przypomina, bo zostało ciasto i ryby:)
Nowego mieszkańca jestem bardzo ciekawa, czyżby kotełek🐈🌝??
Zielonapiranio, jak mi się marzą takie święta "po mojemu".
UsuńAle chyba się takich doczekam, jak wnuczęta dorosną i znudzi im się świętowanie z babcią i dziadkiem.
Brawo, pierwsza zgadłaś, ze to kotek....
Drożdżowego zawijanego makowca robiłam pierwszy raz w życiu, w keksowce. Po upieczeniu, lekkim przestygnięciu i wyjęciu z formy okazało się, że tak do końca to on upieczony nie był. Położony dołem do góry wjechał z powrotem do piekarnika, dopiekł się. Był pyszny mimo, że piekł się na raty 😁
OdpowiedzUsuńAnonimko, dobrze, ze makowiec dało się uratować.
UsuńMojej galaretki z kurczaka, niestety nie...;(.
Teraz to się z tego śmieję, ale jak odkryłam efekt swego gapiostwa, to się na siebie wściekłam.
Niczego nie umyłam, bo do świąt codziennie pracowałam (praca fizyczna = brak sił w domu). A w święta tylko kolacja u rodziców (nieświąteczna, bo też pracowali i nic nie przyrządzili), a poniedziałek cały na szlaku. I jestem mega zadowolona z takiego obrotu spraw, serio. Zbieram się do fajnej opowieści z tej wędrówki, miałam wesołą ekipę. :)
OdpowiedzUsuńStrzelam, że macie kota. :D
Jael, celnie strzeliłaś, tak, mam kota.
UsuńMnie się marzą takie święta skrojone na moją miarę, kiedy mogę wyjechać do pensjonatu, gdzie mi jedzenie podstawią pod nos, a ja nie zmęczona przygotowaniem świąt mogę pobuszować po okolicy. Nie byłoby to wyjście na szlak, bo na to już wiek mi nie pozwala, ale jakiś długi spacer na pewno.
Mam nadzieję, ze się jeszcze takich świąt doczekam.
Gromów nie było i jak widać nie trzeba się było przejmować i we wcześniejszych latach;) Nie musi być idealnie, ważne że razem.. Czyżby jednak nowy kotek zawitał do rodziny? Uściski i serdeczności dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńMyszko, wiesz jakie było moje zdziwienie, ze przecież mi nie wyszło jak miało wyjść i nikt nie miał nic przeciwko temu...
UsuńCóż, człowiek sam jest swoim najgorszym cenzorem i sędzią.
ps. tak, mam kotkę Melcię.
U mnie też było raczej na luzie ,sami najbliżsi, obstawiam,że kotek sie pojawił w mieszkaniu. Szczęściarz,będzie mu dobrze.
OdpowiedzUsuńIra, tak jest mały kotek, bardzo kochany, tak jak wszystkie kotki.
UsuńŚliczne ozdoby szydełkowe. Święta minęły, gościłam moich bliskich, w tym trzech pełnych wigoru chłopczyków. Po Świętach konieczny był wypoczynek.
OdpowiedzUsuńMyślę, że po stracie Vici zapełniłaś tę pustkę jakimś kociakiem ;) Pozdrawiam :)
Podróżniczko, po gościach z takim stanem osobowym to odpoczynek i wyciszenie jest wręcz konieczne;).
UsuńMimo, ze Ci goście tacy kochani i ten ich wigor jest taki czarujący;))).
Tak, mam małego słodziaka kotka.
Serdeczności:).
Mnie się coś ,, porobiło ,, na te święta, nagotowałam jedzenia , narobiłam sałatek, deserów. Niby to udane było, ale ilościowo dla całej armii. Kury od sąsiadki i podwórkowe sroki miały uciechę. Pochwal się nowym członkiem rodziny ;))
OdpowiedzUsuńEliza, Jak dla pułku wojska nagotowałam kiedyś w święta bożonarodzeniowe.
UsuńTak się wtedy zezłościłam, bo też ptaszory ze skwerku miały wtedy ucztę, ze teraz już bardzo uważam, wolę, że czegoś zabraknie, wtedy można częstować się innymi daniami.
Ale już nic nie wyrzucam i nie dojadam przez kilka dni.