Dla tegorocznych maturzystów.
Drodzy Maturzyści.
(Fotografia z Internetu)
Maturę zdawałam dawno, dawno temu.
Nie bałam się i nie byłam zdenerwowana.
Może
to dlatego, ze czasy były inne, stres nie był tak wszechobecny jak teraz.
A może dlatego, że byłam do matury dobrze przygotowana.
Od razu zaznaczam, ze to nie moja zasługa ani zasługa mojego „geniuszu”.
To zasługa naszych wychowawczyń z bursy w której podczas nauki w liceum mieszkałam i które świetnie nas do matury przygotowały.
Mimo to matura dostarczyła mi traumatycznego przeżycia, które pamiętam do dzisiaj.
Na maturę ubrane byłyśmy w strój galowy tj. .granatową, plisowaną spódnicę i granatową bluzę z marynarskim kołnierzem.
W tych mundurkach wszystkie wyglądałyśmy jednakowo, jak klony, a ja w tym dniu .
chciałam czuć się wyjątkowo.
Założyłam więc komplet eleganckiej bielizny, prezent od ciotki z Paryża, bo u nas w tamtych czasach bielizna miała być przede wszystkim praktyczna i ciepła..
Do kompletu należał bardzo fikuśny, koronkowy pas do pończoch.
O cienkich rajstopach wtedy nie było jeszcze mowy.
Szczęśliwa i zadowolona weszłam na salę w której mieliśmy egzamin pisemny z języka polskiego.
Usiadłam przy stoliku z moim nazwiskiem, wazonik z szafirkami stojący na stoliku wywołał ciepły uśmiech na mojej twarzy, pomyślałam - wspaniale się zaczyna, a za moment … oblał mnie zimny pot.
Mój seksowny pas strzelił (rozpiął się, czy puściły haftki?) i za chwile czułam go na udach.
Na temacie skupić się nie mogłam, bo myślałam jak ja wyjdę z sali.
Zdrętwiałam, bo nie mogłam zmieniać położenia ciała, z każdym ruchem pas zjeżdżał coraz niżej.
Jakoś się w sobie zebrałam i nawet dość szybko wypracowanie napisałam, ale nie mogłam przecież oddać arkuszy i wyjść z sali.
Musiałam poczekać aż wyjdą wszyscy i wyjść ostatnia.
Ile razy ja tę prace przeczytałam, poprawiałam, przestawiałam wyrazy – po prostu markowałam ciężką prace nad wypracowaniem.
W końcu wszyscy abiturienci opuścili salę i zostałam sama.
Komisja zaczęła mi się podejrzliwie przyglądać.
Raz kozie śmierć, pomyślałam i wstałam (pas przesunął się kilka centymetrów niżej) .
Ściskając nogi i drobiąc jak gejsza podeszłam do stołu i oddałam pracę.
Odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków w stronę drzwi (pas jest w okolicach kolan).
Następne dwa kroki (pas jest na łydkach).
Jeszcze krok (pas leży na podłodze).
Robię dwa zsuwy, bo o kroku już nie ma mowy (pas wlecze się za mną jak welon, a pończochy na kostkach zwijają się w wdzięczne serdelki).
Jestem przy drzwiach, otwieram je, uffff, jestem za drzwiami.
Schylam się, zdejmuję pończochy razem z pasem, zwijam je w piłeczkę i wrzucam do najbliższego kosza.
Weszłam na tę salę szczęśliwa i zadowolona, wyszłam nieszczęśliwa i upokorzona.
Pod drzwiami sali, też już nikogo nie było, więc świadków mojej „porażki” zbyt wielu nie było, teraz się z tego śmieję, ale długie lata, ta historia bardzo mnie uwierała;).
Życzę
Wam wiary w siebie, w swoją wiedzę, w
swoje możliwości, w swoje ambicje , w swoją przyszłość.
I
myślcie pozytywnie – to pomaga!.
Rodzicom
tegorocznych maturzystów życzę, jak najwięcej spokoju i wiary we własne
dzieci.(Fotografia z Internetu)
Maturę zdawałam dawno, dawno temu.
Nie bałam się i nie byłam zdenerwowana.
A może dlatego, że byłam do matury dobrze przygotowana.
Od razu zaznaczam, ze to nie moja zasługa ani zasługa mojego „geniuszu”.
To zasługa naszych wychowawczyń z bursy w której podczas nauki w liceum mieszkałam i które świetnie nas do matury przygotowały.
Mimo to matura dostarczyła mi traumatycznego przeżycia, które pamiętam do dzisiaj.
Na maturę ubrane byłyśmy w strój galowy tj. .granatową, plisowaną spódnicę i granatową bluzę z marynarskim kołnierzem.
W tych mundurkach wszystkie wyglądałyśmy jednakowo, jak klony, a ja w tym dniu .
chciałam czuć się wyjątkowo.
Założyłam więc komplet eleganckiej bielizny, prezent od ciotki z Paryża, bo u nas w tamtych czasach bielizna miała być przede wszystkim praktyczna i ciepła..
Do kompletu należał bardzo fikuśny, koronkowy pas do pończoch.
O cienkich rajstopach wtedy nie było jeszcze mowy.
Szczęśliwa i zadowolona weszłam na salę w której mieliśmy egzamin pisemny z języka polskiego.
Usiadłam przy stoliku z moim nazwiskiem, wazonik z szafirkami stojący na stoliku wywołał ciepły uśmiech na mojej twarzy, pomyślałam - wspaniale się zaczyna, a za moment … oblał mnie zimny pot.
Mój seksowny pas strzelił (rozpiął się, czy puściły haftki?) i za chwile czułam go na udach.
Na temacie skupić się nie mogłam, bo myślałam jak ja wyjdę z sali.
Zdrętwiałam, bo nie mogłam zmieniać położenia ciała, z każdym ruchem pas zjeżdżał coraz niżej.
Jakoś się w sobie zebrałam i nawet dość szybko wypracowanie napisałam, ale nie mogłam przecież oddać arkuszy i wyjść z sali.
Musiałam poczekać aż wyjdą wszyscy i wyjść ostatnia.
Ile razy ja tę prace przeczytałam, poprawiałam, przestawiałam wyrazy – po prostu markowałam ciężką prace nad wypracowaniem.
W końcu wszyscy abiturienci opuścili salę i zostałam sama.
Komisja zaczęła mi się podejrzliwie przyglądać.
Raz kozie śmierć, pomyślałam i wstałam (pas przesunął się kilka centymetrów niżej) .
Ściskając nogi i drobiąc jak gejsza podeszłam do stołu i oddałam pracę.
Odwróciłam się i zrobiłam kilka kroków w stronę drzwi (pas jest w okolicach kolan).
Następne dwa kroki (pas jest na łydkach).
Jeszcze krok (pas leży na podłodze).
Robię dwa zsuwy, bo o kroku już nie ma mowy (pas wlecze się za mną jak welon, a pończochy na kostkach zwijają się w wdzięczne serdelki).
Jestem przy drzwiach, otwieram je, uffff, jestem za drzwiami.
Schylam się, zdejmuję pończochy razem z pasem, zwijam je w piłeczkę i wrzucam do najbliższego kosza.
Weszłam na tę salę szczęśliwa i zadowolona, wyszłam nieszczęśliwa i upokorzona.
Teraz się z tego śmieję, ale
długie lata, ta historia bardzo mnie uwierała.
Szanowna komisja ubaw
zapewne miała po pachy, ale nikt z nich, nigdy nie dał mi poznać, że cokolwiek
zauważyli.Pod drzwiami sali, też już nikogo nie było, więc świadków mojej „porażki” zbyt wielu nie było, teraz się z tego śmieję, ale długie lata, ta historia bardzo mnie uwierała;).
Nie dziwię się, że uwierała, bo dotyczyła Ciebie.. ale gdyby komuś innemu się przydarzyła na Twoich oczach, jeszcze długo byś się śmiała 😉 Kadr idealny do sceny filmowej 🙂
OdpowiedzUsuńMyszo, właśnie dlatego mnie ta sprawa tak długo uwierała, ze zdawałam sobie sprawę, jaka ta sytuacja była śmieszna.
UsuńA nikt przecież nie lubi być obiektem żartów i śmiechów;).
Za te piękne kasztany dziękuję w imieniu Wnuczki- maturzystki!
OdpowiedzUsuńA przygoda z pasem okropna! Chyba bym się ze wstydu spaliła! Za to dla grona pedagogicznego ukłon za "niezauważenie" katastrofy!
Fusilko, grono pedagogiczne za dużo okazji nie miało, by mi "katastrofę" przypomnieć, ale nie mniej jednak, zachowywali się tak, jakby się nigdy nic nie stało.
UsuńZawsze psioczyłam na swoje liceum, ze to była szkoła żeńska. Wtedy jedyny raz dziękowałam losowi, ze w tej szkole nie było chłopców;)))
Tak, teraz się z tego śmiejesz, ale człowiek młody jest bardzo wrażliwy. Było minęło, a wspomnienia pozostaną szczególnie te nieprzyjemne. Pozdrówka.
OdpowiedzUsuńPensioner, od dawna już nie są to dla mnie wspomnienia nieprzyjemne.
OdpowiedzUsuńTeraz to są tylko wspomnienia z dużą dozą sytuacji humorystycznej.
Kiedy moja córka zdawała maturę (20 lat temu) opowiedziałam dzieciom tę historię.
Przy różnych spotkaniach rodzinnych do dzisiaj się z tego śmiejemy.
To miałaś przygodę, przeżycie. Teraz to się można pośmiać, a wtedy to koniec świata hi hi.
OdpowiedzUsuńIra, masz rację, teraz się z tego śmieję, ale wtedy mocno mnie to deprymowało;).
UsuńJakie przeżycie, bidulka jak wtedy musiałaś się czuc.
OdpowiedzUsuńKasztany widziałam w sobotę w parku.
Co to się dzieje z tymi mailami do szkół? szkoda mi tej młodzieży.
Urszula, jakie czasy, takie okoliczności;).
UsuńA przeżycia już zapomniane, ale wtedy faktycznie ten opadający pas mocno mnie mocno mnie stłamsił;).
Moja rodzina skwitowalaby: bo jak sie chce nad ludzi, to sie spaskudzi 😉 ale dla mlodej dziewczyny trauma. Współczuję przeżycia.
OdpowiedzUsuńLucy, chciałam czuć się wyjątkowo...
UsuńNo to było wyjątkowo;).
Jak się już o coś prosi, to trzeba być w swych prośbach precyzyjnym;).
Tak to już jest... kiedy coś nas spotyka jest to dla nas bolesne i trudne a dopiero z biegiem lat i wraz z tym jak dojrzewamy zaczynamy patrzeć na to w inny sposób - nieco przychylniej dla siebie i zaczynamy się z tego śmiać, żartować... być może to wynika z tego jak zmienia się świat i co się w nim dzieje ale też naszej dojrzałości. Współczuję Ci tamtejszych przeżyć ale i też gratuluję dystansu który nabrałaś :)
OdpowiedzUsuńPiękne wygladają drzewa wiosną <3
Ervisha, jednak inny punkt widzenia jest nastolatki, a inny kobiety mocno dojrzałej, która już nie jedno w życiu przeszła;)
UsuńPo latach można się pośmiać, ale wtedy nie zazdroszczę stresu.
OdpowiedzUsuńDora, no trochę mnie to uwierało, całe szczęście, że to już były moje ostatnie dni w tej szkole.
UsuńPotem były egzaminy na wyższą uczelnię (akademię medyczną), na które mnie rodzice nie puścili, bo to nie było po ich myśli.
Dzisiaj myślę, że mieli sporo racji.
Zdawałam w sierpniu na Akademię Ekonomiczną.
Ta uczelnia dawała świetne przygotowanie do zawodu otwierała perspektywy, z tym, że ja nigdy nie chciałam zajmować kierowniczych stanowisk i robić kariery...
W ten sposób powstają rodzinne anegdoty:) Choć okupione wstydem głównego bohatera, zanim się od sprawy zdystansuje, tworzą historię rodziny:) O swojej maturze nie mogę za wiele powiedzieć, byłam dobrą uczennicą i ze dwa dni przed maturą już nie zaglądałam do książek. Nigdy potem nie grałam tak dużo w badmintona jak wtedy:)
OdpowiedzUsuń...które opowiada się na rodzinnych spotkaniach i przechodzi to z pokolenia na pokolenie;))).
UsuńMoja pewnie przejdzie tylko na jedno pokolenie, ale zawsze to coś;)))
ps. tak Piranio, to były czasy, kiedy jeszcze młodzież jakoś poważniej i odpowiedzialniej podchodziła do nauki;).
Dla mnie matura z matmy była przeżyciem, bo to była moja pięta achillesowa i po latach mi sie sniło, że jej nie zdałam, a przecież mam mgr, więc jak to? 😊
OdpowiedzUsuńIkroopko, a wiesz, ze mnie się też kiedyś śniło, ze zdawałam maturę i jej NIE zdałam.
UsuńA przecież ten egzamin nie zrobił na mnie jakiegoś wrażenia, by go wspominać i o nm śnić;))).
Matematyka, fizyka, chemia - to były moje szkolne koszmary. Maturę z matmy zdawało się obowiązkowo, musiałam podejść, nawet dobrze zdałam, zadziwiając samą siebie. \\\\\\\\jednak do tej pory czasem mi się śni.
OdpowiedzUsuńŚmieszną historię miała moja koleżanka kiedy jeszcze majtki na gumkach się trzymały. Po prostu gumka pękła i niewymowne na ulicy zjechały w dół. Co zrobiła? Po prostu wyszła z nich i poszła dalej z "godnościom osobistom" skręcając jak najszybciej w bok. Innej wypadły z torebki "trzecie zęby" kiedy chusteczkę wyjmowała a przechodzący pan podniósł ze słowami "ząbki pani zgubiła". Na co ona "to koleżanki, ja swoje mam na miejscu" szczerząc się, bowiem niosła z naprawy "zapasowy garnitur"... Tobie przygody nie zazdroszczę, wtedy, teraz można się śmiać.
Aniu, no właśnie, dobrze, ze się człowiekowi od czasu do czasu przydarzyło coś, co teraz może z uśmiechem powspominać;).
Usuń