Poplątane ścieżki życia.
Pani Wala jest z wykształcenia farmaceutą.
Studiowała też chemię, ale jej nie skończyła, czego bardzo żałowała, - mówiła „od zawsze
chciałam robić dobre kosmetyki” …
Przed przyjazdem do Polski (tego z przed laty) pracowała w Mariupolu w aptece.
Ale dorosła najstarsza córka i chciała pójść na studia medyczne.
A na to potrzeba podobno u nich dużych pieniędzy, więc Pani Wala postanowiła,
ze przyjedzie do Polski na te studia zarobić.
Mama Pani Wali zajmowała się dziećmi i domem, Pani Wala pracowała na studia
córki, a mąż Pani Wali był „wielkim działaczem”, którego nigdy w domu nie było.
Pieniędzy z jego działalności też nie było…
Wszystko dobrze się układało, małym cieniem na tej pięknej laurce był fakt, że
córka Pani Wali była bardzo niezadowolona, ze jej mama pracuje w Polsce
fizycznie.
Tłumaczono dziewczynie, ze żadna praca nie hańbi, ze pracując fizycznie zarabia
więcej, niżby zarabiała pracując w swoim zawodzie.
W końcu stanęło na tym, ze ok., ale nikt ze znajomych ma o tym nie wiedzieć.
Córka kończyła już trzeci rok studiów, Pani Wala była szczęśliwa, już się
widziała matką lekarki… tylko smucił ją nieco fakt, ze będzie musiała wracać, a
bardzo jej się spodobało życie w Polsce, mimo, ze ciężko tu pracowała.
Zaprzyjaźniła się z Państwem X, zaprzyjaźniła się z nami, zbytnio za domem nie
tęskniła, bo jeździła tam dwa razy do roku, a w wakacje dzieci przyjeżdżały do
niej (zaproszenie na wakacje i same wakacje organizowali im Państwo X).
Kiedyś przyszła do nas bardzo zmartwiona, opowiadała, ze córka poznała jakiegoś
mężczyznę, zakochała się do tego stopnia, ze nie chce z rodzeństwem przyjechać
do niej na wakacje, by się z tym mężczyzną nie rozstawać.
Pocieszałyśmy z córką Panią Walę, ze to normalne, ze pierwsza poważna miłość itp…
Jakoś się poukładało, Pani Wala zrozumiała, ze są pewne rejony w życiu
dorastających dzieci, gdzie „władza rodzicielska” nie sięga.
A trzeba Wam wiedzieć, ze „władza rodzicielska” przynajmniej w tym rejonie
kraju, gdzie mieszkała Pani Wala miała się dobrze, podobnie, jak u nas przed
wojną - krótko, słowo rodzica było dla dzieci słowem świętym.
Za jakiś czas Pani Wala, znów przyszła z problemem – młodzi chcę się pobrać.
„Dałam im swoje pozwolenie, pobłogosławię ich … ale dopiero, kiedy córka
skończy studia – mówiła.
Była zadowolona, ze tak ich "przechytrzyła";).
Aż kiedyś przyszła zapłakana i powiada: dziś przyszłam do was ostatni raz,
musimy się pożegnać, niebawem jadę do domu na stałe.
Córka jest w ciąży, niedługo zostanę babcią, muszę tam być.
Zapytałam – musisz, czy chcesz tam być?
Skoro wiedzieli jak zrobić sobie dziecko, to i zapewne wiedzą jak o nie zadbać,
jak je wychować.
- Nie chcę, odpowiedziała, nawet myślałam by pozwolić im żyć po swojemu, ale muszę tam pojechać.
Muszę zając się dzieckiem i zmusić córkę do ukończenia studiów.
Inaczej cała moja praca tutaj okaże się niepotrzebna.
Dobrze mi tu było, zobaczyłam inny świat, inne życie, ale mimo wszystko na pięć
lat opuściłam dzieci.
Nie chcę, by to wszystko poszło na marne…
Kiedy ostatnio się zobaczyłyśmy, okazało się, ze jednak
wszystko poszło na marne.
Zawiodła ją córka bardzo, studiów nie skończyła (na co mi teraz studia, nie
muszę pracować, mam bogatego męża).
Wszelkie zasady Pani Wali, którymi kierowała się w życiu zostały wykpione i
wyśmiane.
Pracowitość, uczciwość, sprawiedliwość, lojalność,
prawda, człowieczeństwo … większych bzdur nie słyszałam - mówiła Młoda.
Pracują tylko głupcy , a reszta frazesów jest dla idiotów, wszędzie wygrywa silniejszy
a w walce nie bierze się jeńców – to są prawdziwe i czyste zasady w życiu.
To słyszała Pani Wala przez wiele lat.
Ostatnie pół roku było już na ostro.
Według córki i zięcia Pani Wali (mąż Pani Wali też się do tego przyłączył) wszyscy mieli przeprowadzić się „na wschód, bo tu nie będzie życia”.
Kiedy Pani Wala i jej mama kategorycznie odmówiły zaczęło się zastraszanie i
pogróżki.
I to nie tylko córki i zięcia ale również jakichś obcych ludzi.
Kiedy mi to wszystko opowiadała, zastanawiałam się głośno
– co się z tym Twoim pierworodnym dzieckiem porobiło, może to wpływ jej męża…
Odpowiedziała mi – masz trochę racji, trafił swój na swego, ale genów nie
wydłubiesz…
??? – byłam zdziwiona o czym ona mówi … a właściwie o kim…
To kim jest w końcu twój mąż – zapytałam.
Nie wiem – odpowiedziała, naprawdę nie wiem, po trzydziestu latach małżeństwa
nie wiem, kim jest mój mąż…..
Kiedy go poznałam był technikiem mechanikiem i pracował w fabryce (tu padła
nazwa, ale nie zapamiętałam).
Był sierotą, nie miał nikogo bliskiego, wychowywał się w Domu Dziecka.
Dom Dziecka miał się znajdować daleko na wschodzie, kiedy się poznali i
pobrali, Ukraina, jako suwerenne państwo jeszcze nie istniała.
W trakcie małżeństwa wiele razy Pani Wala złapała go na kłamstwie dotyczącym
jego pochodzenia.
Podawał coraz inne miejscowości w których były te Domy Dziecka, czasem mówił,
ze wychowali go „dobrzy ludzie”.
Przez trzydzieści lat kłamstwo kłamstwem poganiało, nie pracował, miewał duże pieniądze,
na utrzymanie rodziny nigdy nie łożył, często nagle wyjeżdżał długo go nie było
i nagłe wracał.
Teraz straciłam dom i cały dobytek mojego życia - mówiła.
Mam tylko dwie ręce, ale nie mam tego „garba” który musiałam nosić przez trzydzieści
lat.
Straciłam córkę, ale mam pozostałe dwoje dzieci przy sobie, mam swoją mamę,
moją wielką podporę…
Bardzo chciałam zamieszkać w Polsce, czuję się tu jak w domu, znam język
polski, i dzieci trochę mówią po polsku, ale cieszę się, ze tak się złożyło iż
musimy wyjechać do Niemiec.
Tam będzie im trudniej nas znaleźć…
- Będą was szukać? – zapytałam.
- Teraz na pewno nie, ale jak się to wszystko uspokoi, to zapewne…
- Ale po co im jesteście potrzebni?
- Bo to są tacy ludzie … a właściwie, lepiej dla ciebie żebyś nie wiedziała…
Gangsterka jakaś czyżby? Szpiedzy? Boże, biedna kobieta..... Może choć w Niemczech zazna trochę spokoju.
OdpowiedzUsuńJulio, na szpiega to on raczej jest za głupi, pewnie to jakiś drobny gangster i facet od brudnej roboty...
UsuńŻycie potrafi być pokręcone i nieprzewidywalne.Życze pani Wali ,jej mamie i jej dzieciom wszystkiego co najlepsze.Czasami znajdują się w rodzinie czarne owce.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńUla, na ile znam Panią Walę, to myślę, ze ona i dzieci które są przy niej dadzą sobie radę.
UsuńMartwię się bardziej o jej mamę, ona wyrwana ze swojego środowiska może się w nowym nie odnaleźć i zmarnieć.
To jakiś koszmar. Ten jej mąż to ruski?
OdpowiedzUsuńCiekawa świata, a kto go tam może wiedzieć, jak nie wie tego jego własna żona.
UsuńTym bardziej, ze przecież oni wszyscy urodzili się w Związku Radzieckim, bo Ukrainy jako suwerennego państwa jeszcze wtedy nie było.
Ale, ze jej zięć jest ruskim, to jest pewne.
To kolejny przykład, że pomagać trzeba do pewnych granic…zwykle poświęcenie siebie przynosi marne efekty. Mam nadzieję, że Pani Wała jeszcze jakoś ułoży sobie życie.
OdpowiedzUsuńMarku, mam podobne zdanie na temat "poświęcania się", ale ...
UsuńAle tak na prawdę nie wiem, czy to, ze "córka chce studiować medycynę" nie było np. chęcią Pani Wali zrekompensowanie sobie nie zrealizowanych swoich marzeń...
A myślałam, że takie historie to tylko w filmach, i to w dodatku w thrillerach!
OdpowiedzUsuńJotka, dla Pani Wali jej historia nie była niczym nadzwyczajnym, żadna tam historia filmowa - samo życie.
UsuńTam gdzie mieszkała Pani Wala panuje taki stan rzecz jak u nas zaraz po wojnie, a w niektórych aspektach (słowo rodzica, jest słowem świętym, mąż, to jest mąż - głowa rodziny, nie ma mowy o rozwodzie) jak u nas przed wojną.
Więc niosła Pani Wala swój krzyż cicho i bez szemrania, aż dopiero o paradoksie! - wojna ją z tego wyswobodziła.
męża adoptował putin
OdpowiedzUsuńNicka, czy męża, to nie wiadomo.
UsuńAle wiadomo, ze zięcia na pewno tak.
Ech! Życie! Nigdy nie wiadomo, czym zaskoczy! A już najgorzej, gdy idzie pod górkę! Oby Pani Wali zaczęło znowu świecić słoneczko!
OdpowiedzUsuńFusilko, z mojego punktu widzenia jest duża szansa, ze Pani Wali będzie lepiej na obczyźnie niż we własnym kraju.
UsuńAle nikt nie wie, jaki jest punkt widzenia Pani Wali...
Czyta się z ciekawością, jakie to życie jej jest skomplikowane, od początku, oby się jej dalej szczęśliwie ułożyło ,mądra kobieta ,tylko sxkoda ,że nie zawsze kieruje się rozumem ,tylko sercem.
OdpowiedzUsuńIra, nam się wydaje, ze Pani Wala kieruje się sercem a nie rozumem.
UsuńAle tam gdzie Pani Wala żyła jest zupełnie inna mentalność i inne realia życia.
Tam jest tak, jak u nas było przed, lub zaraz po wojnie... u nas wtedy też kobieta nie miała za dużo do powiedzenia...
Nie zazdroszczę kobiecie. Żeby nie wiedzieć kim jest mąż? Też pomyślałam, że to gangster.
OdpowiedzUsuńPodróżniczko, raczej obibok, krętacz, złodziej, drobny gangster.
UsuńPrzy takich realiach życia i takiej mentalności jaka tam panuje, nie dziwię się, że kobieta
nie wiem, kim jest mąż.
Prawdopodobnie nie przyszło jej do głowy, by cokolwiek zrobić, by się tego dowiedzieć.
Bo niby do czego jej ta wiadomość potrzebna? co by mogła zrobić z tą wiedzą?
Rozwieść się?
U nich ludzie się nie rozwodzą.
Niech się pani Wali ułoży szczęśliwie reszta życia, dla dobra jej i dzieci. Córka już nie jej...
OdpowiedzUsuńAniu, myślę, ze Pani Wala i jej dzieci wyjdą z tego wszystkiego obronną ręką.
UsuńNatomiast nie jestem pewna, czy mama Pani Wali sobie z tą przeprowadzką poradzi.
Czas pokaże...