Szczerbaty uśmiech soboty.


Pogoda znowu dokłada do pieca.
Siedzę więc pokoju ze spuszczonymi żaluzjami, włączonym wentylatorem, kubkiem wystygłej kawy i przeglądam co tam na you tubie u moich ulubionych  youtuberek.
Magda z kanału „kawa po turecku” nagrała fajny filmik pt.  Razem z turecką rodzinką robimy aż 10 kg tureckiego makaronu erişte jako zapasy na zimę!”
Tak sobie oglądam, a myślami przeniosłam się przeszło pół wieku wstecz.
Nasza gosposia w ten sam sposób robiła makaron - ugniatała, wałkowała (innym, niż ten turecki, tradycyjnym, polskim wałkiem), podsuszała, kroiła i suszyła.
Oczywiście nie takie duże ilości, bo zazwyczaj zapasy robiła na 1-2 tygodnie.
My, dzieci dostawałyśmy małe kawałki makaronowego ciasta, posypywaliśmy je wtedy cukrem, składaliśmy razem, rozwałkowaliśmy i piekliśmy "podpłomyki" na blasze kuchennej. Wyglądało to jak maca, tylko było słodkie.
Jestem ciekawa, czy moim wnukom by to smakowało.
Starszy syn lubił te placuszki, córka nie miała okazji ich spróbować, bo kiedy ona się urodziła, Maryla już nie żyła.

Skrzyczałam dzisiaj córkę tak, jak mi się czasem zdarzało, kiedy chodziła jeszcze do szkoły podstawowej i miewała pomysły nie z tej ziemi.
Oznajmiła mi, ze nadchodzący tydzień mamy wolny od opieki nad wnuczętami.
Że wolny, to się dość dobrze składa, bo jesteśmy już naprawdę zmęczeni, ale z ciekawości zapytałam kto przejmuje opiekę.
Odpowiedź wbiła mnie w fotel.
Otóż dzieci jadą z drugą babcią na trzy dni do Zakopanego, a potem ona zabiera dzieci na trzy dni do Wąwału.
Pytam się więc jej (jeszcze spokojnie) czy dzieci muszą w tym roku, przy sytuacji jaka panuje, zobaczyć koniecznie Zakopane.
No faktycznie dzieci nie muszą, ale babcia chce, a ona nie chce babci urazić odmową.
Ostatkiem sił trzymam nerwy na wodzy i odpowiadam spokojnie.
- Ok., ale po przyjeździe,  dzieci przez trzy tygodnie siedzą na Saskiej Kępie. Ty także przez trzy tygodnie nie pokazujesz się u nas.
Słyszę, ze jej rura zmiękła, kiedy pyta, co będzie jak np. w połowie września zamkną szkoły i przedszkola.
- Nie mój problem, odpowiadam, wy macie od nas trzytygodniową kwarantannę.

Pierwsza sprawa załatwiona, teraz druga – po jakiego grzyba, tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego wyjeżdżasz z dziećmi? - pytam.
Będziesz wracać ostatniego dnia sierpnia, takich jak Ty będzie więcej, na drogach może być różnie, po co kusić los, poza tym niech dzieci przed pójściem do szkoły/przedszkola trochę się wyciszą, idź z nimi na spacery, pobądźcie razem, przecież praktycznie oprócz weekendów byłaś z nimi tylko tydzień..
Od kiedy jest pandemia, dla Ciebie liczy się tylko praca - mówię.
- Bo dzieci w tym roku prawie wcale nie wyjeżdżały z miasta – pada odpowiedź.
I wtedy już nie wytrzymałam.
Dzieci spędziły z córką tydzień nad morzem, łącznie trzy tygodnie pływały z ojcem po mazurskich jeziorach, z drugą babcią były tydzień w Gdańsku.
Kiedy są u nas też w domu nie siedzą, łazęgujemy po parkach i ogrodach botanicznych, oraz po podmiejskich polach i lasach.
Bardzo podniesionym głosem powiedziałam, ze jest, jak jest i do istniejących okoliczności trzeba się dostosować.
I im się tego szybciej nauczy, to będzie dla niej lepiej, bo kiedy się tak naprawdę zderzy z tym, co nas czeka, z jej nastawieniem może być to bolesne.
Poprosiłam, by jeszcze raz przemyślała sprawę i nie zawracała mi głowy takimi „rewelacjami” bo to już nie na moje nerwy i zdrowie.

Za dwie godziny zadzwoniła, powiedziała, ze sprawy przemyślała, mamy rację, że przeprasza, ona chciała dobrze dla dzieci, miała dobre chęci…
Tia, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane…
Wiem, ze czasem przychodzi taka chwila, ze człowiek przestaje logicznie myśleć i robi głupstwa, ale…
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – fakt, zdenerwowałam się solidne, ale taki kubeł zimnej wody na głowę się córce przydał, bo zatraciła ostatnio proporcje czasu przeznaczonego na pracę i na dom.
I że dotarło do niej, że nie da się kilkudniowym wyjazdem z dziećmi załatwić tego, co się straciło poświęcając się nadmiernie (od polowy marca) pracy.

Ten post zaczęłam pisać koło dziesiątej, wtedy faktycznie nie było czym oddychać.
Potem było gotowanie obiadu i takie różne sobotnie zajęcia
Kiedy kończę pisać post jest godzina ok. 19.00 i pada deszcz, deszczyk, deszczunio.
Oby popadał przynajmniej przez całą noc...





Komentarze

  1. Wilmo, małe dzieci mały kłopot, duże - wiadomo, nie trafisz za nimi. Chociaż trafiłaś do rozumu, ja nie mam takich zdolności pedagogicznych... Obu zdrowie było. Buziaki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, to przysłowie jest chyba jednym z trafniejszych i prawdziwych przysłów;))).
      Rzadko ingeruję w sprawy dorosłych dzieci, ale czasem mnie poniesie i wygarnę co mi leży na wątrobie.
      Pada deszcz, więc zapewne temperatura zelżeje, może poczuję się trochę lepiej, bo już z trudem dawałam radę codziennym obowiązkom z dwójką wnucząt + afrykańskimi upałami;))).
      Ściskam:)

      Usuń
  2. Też się cieszę z deszczu - bo to ten sam deszcz co u Ciebie :-)))
    No i zachwyciłam się Twoimi dzwoneczkami i łubinem..
    Serdeczności....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, takie cuda kwitną w Ogrodzie Botanicznym w Powsinie.
      A deszcz dalej sobie pada, pada równo i spokojnie i gdyby tak padało przez całą noc, to by trochę roślinki poratowało.
      Pozdrawiam:).

      Usuń
  3. Trudne czasy, trudna sytuacja wymaga od wszystkich przemyślanych decyzji. Wydawałoby się, że tylko małym dzieciom trzeba tłumaczyć co i dlaczego, ale niestety nie tylko małym. U nas dzisiaj trochę grzmiało i pokropiło, ale za to była cudowna podwójna tęcza. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas było już bardzo sucho, drzewa i krzewy zaczęły zrzucać już liście.
      Gdyby tak było dłużej, to nie byłoby złotej polskiej jesieni i tych cudnych kolorów, które kocham.
      Ale pada już kilka godzin i zanosi się, ze popada całą noc..
      Oby, bo deszcz tutaj bardzo potrzebny.
      Serdeczności:)..

      Usuń
  4. Oj , będzie dobrze, matka z córką się dogadają , tu masz rację, ostatnie dni przed szkołą dzieci niech będą w domu.Moje zdanie. I ja czasami muszę moją córkę sprowadzić na ziemię, póki co to widzę że synowa roztropniejsza .Pozdrawiam.Upał odpuścił.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też jestem za tym, by nie wracać z dzieckiem tuż przed samym rozpoczęciem szkoły. To zbyt duży przeskok z podróży i wakacji, w
    obowiązki. Po czasie domowym szkoła może wręcz okazać się atrakcją. Że nie wspomnę o najważniejszym - czasie z mamą, nie narażaniu się na wirusa i bezpieczeństwie. Mądra Córka, że Ciebie posłuchała :) Uściski, zdrowia i tego deszczyku zbawiennego życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przysłowie jak najbardziej trafne. Dodam, że teraz martwimy się i o dzieci i o wnuki. Nie da się żyć tylko swoim życiem nie myśląc o najbliższych. Tak czy inaczej, wnuki jadą z drugą babcią do Zakopanego? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na całe szczęście, nasze Dzieci mają nas, abyśmy im od czasu do czasu mogli przypomnieć, co jest najważniejsze!
    Być może Twoja Córka, przytłoczona ogromem zajęć zawodowych zapomniała jaki teraz ciężki czas! Najważniejsze, żeby poszła po rozum do głowy, bo chyba nie puści Dzieci z drugą Babcią do Zakopca?

    OdpowiedzUsuń
  8. Pamiętam jak moja mama robiła makaron. Miała maszynkę do robienia 'nitek' do rosołu.
    Podpłomyki są proste jeżeli się ma dobry piecyk. W tym elektrycznym nie wychodzą mi. Druga metoda to na suchej patelni, ale o ile na ogniu kiedyś wychodziły mi rewelacyjnie, tak teraz na indukcji do kitu, więc przestałam robić. Za to przaśniki są świetne.

    Nie dość, że pandemia (a w Zakopanem i tak tłumy ludzi), to jeszcze w Zakopanem naprawdę nie ma co oglądać. Bez sensu mi się to wydaje.
    Poza tym z tego co piszesz, to dzieciaki miały całkiem epickie wakacje, na pewno nie mają na co narzekać tego lata i nie będzie im wcale przykro.

    Wczoraj u nas deszczunio trochę pobył. Jest zdecydowanie przyjemniej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja do dzisiaj robię makaron. Nie często ale jednak. Nic nie równa się z rosołem z takim makaronem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Hm, ze Córka az tak duzo pracuje? Czy to jest naprawde konieczne? Nie moze troche wrzucic na luz?
    Ok, w sumie nie mam pojecia, jak to u niej dziala, jakie ma priorytety, ale dwoje malych dzieci tez sa priorytetem. Póki co, potrzasnelas nia, i podzialalo. Dobrze zrobilas!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ludzie jednak jeżdżą, nie rezygnują z wczasowych wyjazdów i mówią, że wirus to ściema, dopiero potem okazuje się, ile chorych jest po weselach itp.Moje córki też były nad morzem, ileż się nagadałam im i tak zrobili jak chcieli, szkoda nerwów.Swoja opinię my rodzice musimy mówić,a będzie jak będzie, zdrowia zatem dużo.

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie pada i pada, juz tydzien z krotkimi przerwami, zimno, wiatr, koniec lata chyba juz można odgwizdać.

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Sporo ludzi wyjeżdża i nic sobie nie robi z zagrożenia epidemicznego w myśl zasady mnie to nie dotyczy. Nie biorą jednak pod uwagę tego, że mają wokół siebie bliskich. A kiedy zdaja sobie sprawę że ich beztroski wyjazd może sprowadzić do nich problem trochę inaczej na to patrzą.

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz piękne kwiaty, Orlik taki dostojny. Do Zakopanego najlepiej zimą,

    OdpowiedzUsuń
  15. Och te dzieci. Nawet jak są duże i dorosłe to i tak sprawiają wrażenie, że nic do nich nie dociera. Trzymaj się, kiedyś jeszcze bedzie rozumniej :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz