Jak ruszyć z miejsca?
Kiedy wnuczęta wróciły do swojego domu a u nas
zapadła błoga cisza i spokój pomyślałam sobie – no, teraz to wypocznę do woli a
i czasu będę miała tyle, ze nie będę wiedziała co z nim zrobić.
Ale jak tak dobrze przyjrzałam się otoczeniu, to już wiedziałam, że jeżeli
chodzi o czas, to będę go miała w całości zagospodarowany.
Wszak prawie przez cały sierpień sprzątało się tylko „rynek” tzn. po łebkach i
tylko to, co było widać.
A więc postanowiłam, ze biorę się za odgruzowanie mieszkania.
Ale, że ogarnął mnie wielki lenis nierobus, więc wytłumaczyłam sobie, ze posiedzę
jeszcze troszkę, przejrzę jakąś książkę, a potem już ruszę z kopyta i szybko
ogarnę chałupę.
I co?
Ano siedziałam z książką* do soboty, a wokół mnie, mimo, ze nie było dzieci
tworzył się bałagan.
Słowo daję, sam się tworzył!
W sobotę pojechaliśmy na cmentarz dla zwierząt, bo zaniedbałam trochę ten mój
obowiązek i nie byłam tam już prawie dwa miesiące.
Ogarnęłam miejsce spoczynku Pichandry i Bandyty, posadziłam im wrzosy,
zapaliłam znicza…
Ponieważ pogoda była cudowna postanowiliśmy przejść się po lesie.
Zadzwoniłam do córki aby do nas dołączyła.
Przyjechała z wnuczętami, przywiozła świeże drożdżówki, które upiekła i kawę w
termosie.
W lesie cudnie, ciepło, ale nie za gorąco, jesieni jeszcze nie widać, drzewa i
krzewy mają kolor soczysto zielony.
Z tego wniosek, ze jesień będzie bardzo kolorowa, bo liście będą miały czas się
przebarwić.
Ostatnie lata, kiedy lipiec i sierpień były suche, liście na drzewach nie
zdążyły się wybarwić, bo zasychały i szybko opadały
Grzybów (oczywiście niejadalnych) wszędzie pełno i wrzosy już kwitną na potęgę.
Sobota urocza, spokojna i spędzona z najbliższymi na łonie natury.
W niedzielę rodzinny obiad u nas.
Wczoraj wieczorem obiecałam sobie, ze już od poniedziałku to na pewno od samego
rana wezmę się za robotę.
No i złamałam obietnicę daną sama sobie;(.
Jest tak, jak w ub. tygodni, a nawet gorzej.
Bo teraz nie siedzę z książką (nawet książki czytać mi się nie chce;), tylko
siedzę na balkonie (by nie widzieć tego, co jest do sprzątania w domu) jem jabłka albo
skubię słonecznik i patrzę się przed siebie.
I się zastanawiam, czy jest to już ten moment, by zadzwonić do mojej psychiatry
i umówić się na wizytę?;)))
Kiedy tak siedziałam dzisiaj na tym balkonie, to
wymyśliłam formę kartek na tegoroczne święta.
W związku z tym trzeba by się zabrać i zrobić prototyp by zobaczyć czy pomysł
dobry.
Ale zanim nie ogarnę mieszkania to nie tykam papierów.
Może ten „bat” okaże się skuteczny i jutro wreszcie ruszę cztery litery i wezmę
się do sprzątania..
…bo mnie ciekawi, czy to co wymyśliłam ma ręce i nogi…
Szwankuje mi znowu laptop, już mnie tak wkurza, ze
chętnie bym go utopiła w wannie.
Byłoby to pozytywnym dziełem, albowiem nieżywy laptop zapewniłby mi luksus
odcięcia mnie ostatecznie od wiadomości o tym, co dzieje się u nas i na
świecie.
* Kira Gałczyńska „Nie gaście tej lampy przy drzwiach”. Polecam. Poruszająca, ciepła i pełna humoru, to znów smutna i pełna gorzkich refleksji opowieść sięga 1939 roku i pierwszych wspomnień z dzieciństwa autorki, przerwanego wybuchem wojny, i prowadzi przez jej młodość w czasach stalinizmu i pracę dziennikarki w PRL-u aż po XXI wiek. Na kartach książki pojawia się wielu znajomych i przyjaciół rodziny Gałczyńskich – znanych postaci ze świata kultury. Nie brakuje tu anegdot, ale i dramatów ludzi, którym przyszło żyć w państwie totalitarnym.
Sprzątanie niby nie zając, ale jednak nie daj się całkiem zasypać 😉 Wiem, że u Ciebie kartki i tworzenie mają moc, to dadzą radę. Wrzosy wyszły Ci bajeczne! A z kolorowej jesieni większość się ucieszy. Pozdrowienia, zdrówka i dużo ciepłego z puchatym przesyłam 🌺🙂
OdpowiedzUsuńGdy pogoda cudna za oknem to tez ogarniam po łebkach, wszelkie prace domowe odkładam na deszczowe dni:-)
OdpowiedzUsuńKurz jest po to by leżał!
jotka
Cudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńZnam i rozumiem taki stan, przyjeżdżam do domu i siedzę, leżę, nawet nie czytam, wpadam w trans nic nierobienia i odkladam na później ile mogę.
Jednak czekam na zdjecia Twoich kartek, ciekawa jestem co wymyslilaś, może zrobisz przerwę w nicnierobieniu.
Szkoda życia na sprzątanie:)
OdpowiedzUsuńTakie dni to chyba każdy ma.Planujesz że zrobisz to i tamto a potem chodzę jak mucha w smole.Jeszcze posprzątasz.Pozdraw7am.
OdpowiedzUsuńPo pełnych dniach, przychodzą puste. Było dużo do zrobienia i pełny dom, aż tu nagle przyszła cisza i spokój. Zachlysnelas się tym. To normalne, że nic Ci się nie chce.
OdpowiedzUsuńTo nie było lenistwo, Wilmo, to był stan zawieszenia przed pracą twórczą 🙂 Czekałaś na natchnienie (w kwestii kartek) i przyszło. artyści tak mają, kochana, a Ty artystką jesteś pełną buzią 🌺 : Zdjęcia cudne 🌺🌺🌺
OdpowiedzUsuńTakie stany mam bardzo często,i wtedy w ogóle nic mi nie wadzi!
OdpowiedzUsuńA wena? Czasem przychodzi na kiwnięcie kciuka, a czasem należy jej poszukać! Czego oczywiście życzę!