Święta tuż, tuż... Mam choinkę
Mam choinkę!
Osobiście zakupiłam, ślubny
ją przydźwigał a teraz w pocie czoła ją osadza na stojak, od czasu do czasu
przemawiając do niej po „łacinie”.
Od kiedy w moim domu
pojawiły się dzieci, pojawiła się również choinka.
Kiedy żyli moi Rodzice i na święta jeździliśmy do nich, choinka były sztuczna.
Od kiedy święta spędzaliśmy w domu,
choinka była z lasu.
Kotom, które były w domu zawsze choinki nie przeszkadzały. Na początku pobujały bombkami, które nisko wisiały i na tym się kończyło.
Do momentu, kiedy
przygarnęliśmy Vicię.
Vicia każdą choinkę rozbierała z przybrania w ciągu piętnastu minut.
Wtedy na kilka lat z choinką
spasowałam zastępując ją gałązkami jodłowymi w dużym wazonie stojącym na
podłodze.
Kiedy moja wyczekana wnuczka
miała pierwszy raz zagościć u nas na święta postanowiłam, ze choinka być musi.
Kocica choinkę
zaakceptowała, była już wtedy starszym kotem i figle nie były jej już w głowie.
Tak więc od dziewięciu lat
znowu kupujemy choinkę.
Ale widzę, ze osadzanie
choinki już ślubnego przerasta, więc prawdopodobnie w przyszłym roku znowu
powrócę do wazonu z jodłowymi gałęziami.
I zawsze mogę wracać myślami
do choinek mego dzieciństwa, tych najpiękniejszych na świecie, chociaż całkiem
zwyczajnych.
W naszym domu rodzinnym choinki
były dwie.
Jedna w dużym pokoju (teraz
nazywa się to szumnie salonem) u nas nazywano ten pokój bawialnią.
Ubieraliśmy ją w piękne,
kolorowe bombki.
Były to prawdziwe dzieła
sztuki, a historia tych ozdób była bardzo ciekawa, była to istna zbieranina, pochodziły
one z różnych stron Europy.
Druga choinka stała w pokoju
naszego przybranego dziadka.
Tę choinkę ubieraliśmy
zabawkami i ozdobami własnego pomysłu i wykonania.
Zawieszaliśmy na niej
rajskie jabłuszka, orzechy owinięte w złote i srebrne papierki po cukierkach,
łańcuchy z bibuły, gwiazdki i koszyczki ze słomy.
Patrzyliśmy na ubrane
choinki ze wzruszeniem i chciwie wciągaliśmy w nozdrza zapach zielonych gałązek
obwieszonych jaskrawością świątecznych ozdób.
Po kolacji śpiewaliśmy
kolędy, które niosły się szeroko, złote od migocących światełek i ciepłe od
gorących serc.
Za oknami śnieg sypał swój
puch, a choinka dygotała leciutkim brzękiem swych ozdób.
Nie ma już takich świąt,
takich wigilii, takich klimatów i takich zim.
Mam też wreszcie ulepione
pierogi i uszka.
Fakt, ze nie siedzą
zamrożone w lodówce spędzał mi sen z powiek, ponieważ z tą mało wdzięczną
pracą, co roku, uporałam się już w początkach grudnia.
Wczoraj córka przywiozła
Termomix i zrobiła ciasto na pierogi, a ja z pomocą Wiktorii w godzinę i trochę
machnęłyśmy po 60 pierogów z kapustą i grzybami, 60 pierogów z farszem
mięsno-warzywnym (mięso i warzywa z rosołu) i 40 uszek z grzybami.
Mimo, ze wszystko idzie z
planem to im bliżej święta, tym ja jestem coraz bardziej spięta i coraz
bardziej mam z nimi na pieńku.
Lepiej więc zamilknę, może
jak się prześpię, to łaskawszym okiem spojrzę na te świąteczne dni;).
Piekne wspomnienia, w domu rodzinnym długo była żywa choinka póki nie założono centralnego ogrzewania .U mnie sztuczna ale też mnie cieszy.Jutro smażenie kawałków karpia i do zalewy octowej, zrobię też grzanki do zupy.Dzisiaj ubrałam choinkę i ozdobiłam inne pomieszczenia, miłych spokojnych przygotowań.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJaka śliczna kuchareczka 🙂 Najpiękniejsze są choinki z dzieciństwa, wspomnienia świąt i spotkań rodzinnych. Jeśli masz ubraną choinkę to masz święta. Niech więc będą dobre i spokojne Wilmo 🎄🎁🎇🎆
OdpowiedzUsuńNapracowałyście się przy tworzeniu pierożków. Moje już od wczoraj zamrożone, ale o wiele mniej. Wnusia urodziwa dziewczynka:)
OdpowiedzUsuńJa też wspominam z sentymentem Wigilie w rodzinnym domu, mimo że było skromnie. Choinka zawsze była, ta żywa, z lasu.
Serdecznie pozdrawiam :)
Axh, jaka Wiktoria już dorosla, wiciąz pamietam te cudne swiatecznie fotografie, ktore jej robilaś! Ja w tym roku sama na placu boju i też podchodze do cslosci jak pies do jeża.
OdpowiedzUsuńGałązki wstawilam juz, ale nie mam weny do dekorowania, chyba w tym roku będą kolorowe bombki.
Najważniejsze to być razem. A dlaczego kiedyś święta były lepsze? Bo byliśmy dziećmi. Nasze wspomnienia mają przez to większą pompę, byliśmy dosłownie przeładowani emocjami, czekaliśmy na święta w motylami w brzuchu. I to są fajne wspomnienia. Wspólne ubieranie choinki, pierwsze obserwacje, jak kot zareaguje, na szczęście zaakceptowała drzewko, bo mogła się za nim i pod nim chować. Jeszcze jak większe prezenty stały, to już w ogóle kot oszalał i bawił się w chowanego z własnym cieniem. :)
OdpowiedzUsuńOch te wspomnienia! bajki dzieciństwa chyba nic nie przebije, niestety!
OdpowiedzUsuńByle spokojnie, a jakoś to będzie. Pomocnicę masz uroczą, a i ilości pierogów imponujące. I tak się wszystkiego w jeden dzień nie przeje ;) Powspominać miło, ale teraz i tu też może być fajne, dużo zależy od nas. Uściski!
OdpowiedzUsuńPrace dą u Ciebie do przodu, masz śliczną kuchareczkę. Dopiero jutro będziemy robić pierogi ,dziś bigos się gotuje, a w czwartek placki. Choinkę chyba dziś będą młodzi stroić.
OdpowiedzUsuńWspomnienia z dzieciństwa zawsze się pielęgnuje najtkliwiej!
OdpowiedzUsuńPomocnica Ci fajna rośnie! Aż nie do wiary, jaka Panienka!
U mnie za choinkę będą robić trzy gałęzie jemioły!
Macham!
Z taką urodziwą pomocnicą to żaden problem zrobić dwieście pierogów :)) Ja mam choinkę żywą, zawsze po świętach gdzieś te choinki sadzimy, tylko nie wszystkie przeżywają.
OdpowiedzUsuń