Prawdziwe lato, choć jeszcze wiosna...
Dopiero dzisiaj jest czym
oddychać, bo niebo zasnute jest chmurami(?) i powiewa rześki wiaterek.
Do dzisiaj, to była Sahara
połączona z sauną.U mnie życie toczyło się wieczorem i nocą, w dzień było kiszenie się we własnej niemocy.
Nie mniej jednak były sytuacje, gdzie trzeba było wziąć się w garść i wyjść na tę patelnię by pozałatwiać sprawy i wtedy na własnej skórze bardzo namacalnie odczuwałam, co to znaczy upływ czasu.
Kiedyś uwielbiałam ciepełko, na plaży w Bułgarii pod parasolem siedziałam tylko w samo południe, bo szkoda było mi tracić takiego wspaniałego słoneczka.
Teraz też lubię ciepło, ale jakoś bez wzajemności, bo to ciepełko na mnie źle działa;).
Album dla córki – mam już
bazę. Musiałam zmienić „koncepcję” i jeszcze raz dobierać papiery, bo córce
zrzedła mina na kolorystykę beżowo – różową, a zaświeciły jej się oczy kiedy
zobaczyła dwa arkusze papieru z kolekcji „wrzosowy poranek”.
Ponieważ wrzos, fiolet czy liliowy nie są moimi kolorami, to nie miałam u siebie do nich żadnych dodatków.
Ale dobrze się złożyło, bo wczoraj odbywał się Creative Day, czyli zlot osób kreatywnych, więc pojechałam i nabyłam co było mi potrzebne.
Najbardziej w tym całym „procesie
tworzenia” upierdliwe i potrzebujące dużo zachodu jest skanowanie zdjęć, by
można ze skanów zrobić odbitki. Ponieważ wrzos, fiolet czy liliowy nie są moimi kolorami, to nie miałam u siebie do nich żadnych dodatków.
Ale dobrze się złożyło, bo wczoraj odbywał się Creative Day, czyli zlot osób kreatywnych, więc pojechałam i nabyłam co było mi potrzebne.
A właściwie szukanie punktu w którym z czterdziestoletnich zdjęć robionych przez mojego Ślubnego (łącznie z wywoływaniem ich w łazienkowej „ciemni”;) wykrzeszą trochę życia.
Cały czas w czasie tych
upałów gotowałam obiady.
Gotowałam je późnym
wieczorem, czasem nocą, ale ugotowane było.Fakt, ze były to obiady jarskie, ale sorry, w czasie upałów nawet patrzeć (dosłownie) na mięso nie mogę.
I po tygodniu Ślubnemu się „wegetarianizm” znudził i zaczął marudzić o schabowego i tym podobne.
Kiedy to marudzenie stało się już uciążliwe, powiedziałam o tym córce, która poradziła mi, by wypisać adresy najbliższych restauracji i powiesić na lodówce.
Niech ojciec przeczyta, pójdzie sobie tam zjeść co chce i niech nie marudzi.
Uśmiechnęłam się na to, ale z jej rady nie skorzystałam.
Ale buszując w Internecie w poszukiwaniu rozwiązań na upchnięcie dużo zdjęć w niezbyt dużym albumie, znalazłam coś fajnego.
Wydrukowałam i powiesiłam to na … lodówce.
Ślubny przeczytał i nastąpiła obraza majestatu.
I są ciche dni.
Jest więc spokój, jest chłodniej – czyli odpowiedni klimat do tworzenia albumu.
Chwilo trwaj!.
Umarłam że śmiechu! ;-)))))))
OdpowiedzUsuńFusilko, kawałek kartki z głupim tekstem, a spokój i cisza w domu na jakiś czas;)))
UsuńTak lubię!
List do męża na temat obiadu rewelacyjny!
OdpowiedzUsuńTo mowisz że upały się wreszcie skończyły??
To ja tak chyba z rozpędu ... ledwie żyję :-))
Stokrotko, nie sądzę by upały się skończyły, po prostu na chwilę nam dają odetchnąć;).
UsuńA co do samopoczucia, to się nie martw, też tak mam i jeszcze kilka osób młodszych, które powinny w tych okolicznościach przyrody śmigać, a też ledwo żyją.
Ja ratuję się mrożonkami i ziemniakami z kwaśnym mlekiem, szczęśliwie, mój mąż też lubi.
OdpowiedzUsuńPrzerażają mnie te upały, jak tak dalej pójdzie, to nosa z domu nie wystawię.
No właśnie Ikroopko, w domu jeszcze jako tako człowiek funkcjonuje, ale jak pomyślę, ze muszę opuścić bezpieczne cztery ściany, to robi mi się słabo.
UsuńAle czasem wyjść z tego domu trzeba, a zapowiadają afrykańskie upały.
Ha, to sobie umialas zrobic spokój ;)
OdpowiedzUsuńLucy, szkoda, ze to na krótko;))).
UsuńŚwietny pomysł z kartką na lodówce, uśmiałam się :)
OdpowiedzUsuńDziś chłodniej trochę, zagrzmiało z daleka ze dwa razy i na tym koniec. Zobaczymy co noc przyniesie. Wilmo, też uwielbiałam smażyć się na słoneczku, dawno temu oczywiście ale teraz już nie, za nic na świecie. Ciepło dalej lubie, ale staram sie zakupy np.załatwić jak najwcześniej rano, póki jeszcze tak mocno nie grzeje. Niestety, przyszła pora na ustatkowanie się ;)
Buziaki :)))
Anka, no właśnie z tym ustatkowaniem się - okazuje się, ze coraz częściej nam czegoś nie wolno (zupełne tak, jak w dzieciństwie, kiedy człowiek co rusz słyszał - nie wolno!;)))
UsuńTen list xD Poprawiłaś mi humor <3
OdpowiedzUsuńErvesha, sama sobie też humor poprawiłam, tylko szkoda, ze na krótko;))).
UsuńKiedyś wykorzystam owe przesłanie 😉 Choć mój akurat z tych co się nie domaga, ale zamiast ruszyć do książki kucharskiej wybierze obiad na mieście. Łap ochłodzenie, jeszcze trochę w najbliższych miesiącach pogrzeje. Też lubię ciepło, ale z tym ostatnim.. trochę tam na górze przesadzili 😉
OdpowiedzUsuńMyszo, ci młodsi faceci nie sa w kuchni takie niemoty jak mój Ślubny, poza tym oni jadanie poza domem traktują jak coś normalnego, a mój Ślubny to do restauracji chodzi bardzo chętnie, ale albo ze mną albo z Rodziną, sam nie chce.
UsuńSuper list, ochłodziło się dziś,a wczoraj trochę popadało.Odpoczynek od upałów potrzebny ,bo ledwo żyłam,po prostu nie ma miejsca gdy żar z nieba, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńIra, przez kilka dni się ochłodziło, trochę człowiek przyszedł do siebie, ale od dwóch dni znowu u nas parówka.
UsuńNiesamowita jesteś, ja chybabym nie odważyła się powieśić takiej kartki.Ostatnio jak gotuję to cały gar, mrożę to potem i mam jak znalazł.Zresztą ślubny w te upały nie marudzi, ziemniaki i kefir,odgrzany makaron z jajecznicą i jakoś leci,niedziela i dzisiaj na razie lekkie ochłodzenie i fajny wiaterek,cudownie.Pójdziemy dzisiaj coś na działce zrobić,wczoraj cały dzień na imprezie,pogoda dopisała ,nawet trochę popadało,powietrze cudowne ,tylko na jak długo.
OdpowiedzUsuńUla, u nas znowu od dwóch dni spiekota.
UsuńGotowanie większych ilości i mrożenie, a potem odgrzewanie to dobry pomysł, po niewczasie też na niego wpadłam;).
A niby to lato, to taka piękna pora roku, a tak człowieka (starego) umęczy;).
Kiedyś byłam słoneczną dziewczyną, kochałam lato i często się opalałam. Do czasu aż nie odczułam, jak słoneczko próbuje mnie zabić. Pomimo stosowanych filtrów, parzy mnie boleśnie. Miałam kilka razy w życiu udar słoneczny. Bardzo źle się czuję jak temperatura zbliża się do 30 stopni. Częściej latem boli mnie głowa.
OdpowiedzUsuńI jakoś znielubiłam lato...
Mój ślubny mógłby też jeść zawsze, a nawet tylko mięso. Bez względu na porę roku.
Aniu, mnie słońce męczy dopiero od kilku lat, przedtem to słońce ładowało mi baterie.
UsuńKiedyś o wczasach w Tunezji lub Egipcie nie było mowy, ale chętnie jeździłam do Bułgarii, bo tam były wyższe temperatury niż u nas...
Ale z wiekiem latem człowiekowi za gorąco, zimą za zimno, jesienią za wilgotno - okazuje się, ze tylko wiosna nam nie szkodzi;))).
A prawdziwy deszcz gdzieś ktoś widział ? Niech trochę przyśle, bo mi wyschły truskawki i nie będzie przetworów na zimę, buuuu...
OdpowiedzUsuńMówią, że faceci to najlepsi kucharze. Ciekawe więc, dlaczego nie rwą się do gotowania ?:)
U mnie był deszcz!! Przez 4 minuty! W pustynnych warunkach dobre i to :-(
UsuńPiranio, wtedy jak się ochłodziło, to przez dwa dni u nas popadywało.
UsuńAle w tych okolicznościach przyrody powinno padać co najmniej tydzień...
Dlaczego faceci nie rwą się do gotowania?
Myślę, ze chętnie występują w restauracjach jako kucharze lub szefowie kuchni, bo to daje im pewien prestiż.
Ale stać przy garach w zwykłej kuchni to zbyt prozaiczne i męczące dla panów zajęcie;).
Wilmo, ta kartka powinna być dawana każdej kobiecie przy urodzeniu! A pogoda mnie zabija, każdego lata coraz okrutniej :-(
OdpowiedzUsuńOld Lady, to młode pokolenie kobiet jest już inne i nie pozwala się tak jak kobiety z mojego pokolenia zapędzić do garnków jakim to zbytnio nie odpowiada;).
OdpowiedzUsuńA lato jest piękne i kocham tę porę roku, ale pod warunkiem, ze jest to lato polskie a nie afrykańskie;).
dól mamy klimatyzowany, góre niestety nie, wiec poprosilam Sir Dysona i przysłał mi takie cudeńko https://www.youtube.com/watch?v=8Tu9OPD8AqY i teraz moge spokojnie filmiki nagrywac ;)
OdpowiedzUsuńwlasnie mi uswiadomilas, ze od czasu kiedy jestesmy sami, gotujemy bardzo sporadycznie, Misiek nawet częściej anizeli ja, czesto natomiast jedzenie zamawiamy, albo jak ostatnio, Misiek cos przywiezie gotowego, bez wzgledu na pogode ;) a pogoda tutaj super sie robi, po ostatnich nawalnicach deszczu, zapowiadaja w koncu upaly, buziam :*