Co ma szafa do strychu?
Wzięłam się dzisiaj za
porządkowanie górnych półek w szafie, które u nas spełniają tę rolę, jaką w
moim rodzinnym domu spełniał strych.
Ten strych był obszerny, trochę ciemny i zawalony gratami, trzcinowymi meblami z ogrodu i kuframi.
Były one pełne staroświeckich strojów, tych „bardzo porządnych, które szkoda wyrzucić”, różnych pamiątek i roczników „Kłosów”, „Biesiady Literackiej”, przedpotopowych romansów.
Jeden z nich, ogromnie zajmujący „Dama pik” czytałam ukradkiem z wielkim zainteresowaniem.
I wcale mi nie przeszkadzało, że mało co z tego rozumiałam.
Stał tam też stary motor DKW 500, miał bardzo wygodne, rozłożyste siedzenie dla kierowcy i twarde, metalowe siedzenie dla pasażera.
W związku z czym przy zabawie każdy chciał być kierowcą a nikt nie chciał być pasażerem;))) .
U powały wisiały pęki macierzanki, rumianku i mięty a na podłodze na szarym papierze suszył się kwiat lipy.
Kiedy to wszystko wyschło na „pieprz” pakowało się to do płóciennych woreczków, które wisiały na gwoździach wbitych w belki.
Na strychu pachniało miodem, ziołami, a późną jesienią suszonymi grzybami i jabłkami.
Słońce rzucało przez okienka jaskrawe słupy światła, w których tańczył kurz.
Strych miał jeszcze jedną, wielką zaletę.
Można było przez jedno z okienek wydostać się na dach a stamtąd na wielką gruszę, której gałęzie drzewa kładły się na dachu.
Zerwawszy najpiękniejsze owoce z samego czubka drzewa zsuwało się po pniu na ziemię i już było się w ogrodzie.
Była to porywająca sztuka akrobatyczna, którą uprawialiśmy w dzieciństwie z zapałem.
Na tym strychu w roku 1936 powiesił się leśniczy (poprzednik mojego ojca), któremu ponoć leśniczyna „przyprawiła rogi”.
Ale o tym dowiedziałam się jak już byłam na studiach.
Pewnego roku w jednym z okienek strychu osy zawiesiły swe szare, workowate gniazdo. Wtedy to na drzwiach strychu zawisła wielka kłódka zamykająca nam, dzieciom dostęp do tego zaczarowanego świata.
Jak osy stamtąd wyproszono nie pamiętam.
Tak po prawdzie mieszkanie nie wymagało gruntownego sprzątania, te porządki to chyba po to, by tradycji stało się zadość.
Taką kartkę zrobiłam mojej przyjaciółce, kwietniowej Jubilatce.
Ponieważ kartka już zapewne do niej doszła, więc mogę Wam ją pokazać.

Ten strych był obszerny, trochę ciemny i zawalony gratami, trzcinowymi meblami z ogrodu i kuframi.
Były one pełne staroświeckich strojów, tych „bardzo porządnych, które szkoda wyrzucić”, różnych pamiątek i roczników „Kłosów”, „Biesiady Literackiej”, przedpotopowych romansów.
Jeden z nich, ogromnie zajmujący „Dama pik” czytałam ukradkiem z wielkim zainteresowaniem.
I wcale mi nie przeszkadzało, że mało co z tego rozumiałam.
Stał tam też stary motor DKW 500, miał bardzo wygodne, rozłożyste siedzenie dla kierowcy i twarde, metalowe siedzenie dla pasażera.
W związku z czym przy zabawie każdy chciał być kierowcą a nikt nie chciał być pasażerem;))) .
U powały wisiały pęki macierzanki, rumianku i mięty a na podłodze na szarym papierze suszył się kwiat lipy.
Kiedy to wszystko wyschło na „pieprz” pakowało się to do płóciennych woreczków, które wisiały na gwoździach wbitych w belki.
Na strychu pachniało miodem, ziołami, a późną jesienią suszonymi grzybami i jabłkami.
Słońce rzucało przez okienka jaskrawe słupy światła, w których tańczył kurz.
Strych miał jeszcze jedną, wielką zaletę.
Można było przez jedno z okienek wydostać się na dach a stamtąd na wielką gruszę, której gałęzie drzewa kładły się na dachu.
Zerwawszy najpiękniejsze owoce z samego czubka drzewa zsuwało się po pniu na ziemię i już było się w ogrodzie.
Była to porywająca sztuka akrobatyczna, którą uprawialiśmy w dzieciństwie z zapałem.
Na tym strychu w roku 1936 powiesił się leśniczy (poprzednik mojego ojca), któremu ponoć leśniczyna „przyprawiła rogi”.
Ale o tym dowiedziałam się jak już byłam na studiach.
Pewnego roku w jednym z okienek strychu osy zawiesiły swe szare, workowate gniazdo. Wtedy to na drzwiach strychu zawisła wielka kłódka zamykająca nam, dzieciom dostęp do tego zaczarowanego świata.
Jak osy stamtąd wyproszono nie pamiętam.
No tak, odleciałam w czasy
dzieciństwa, a tymczasem rozbebeszona szafa czaka na uporządkowanie.
Zatem wracam do mojego mini
„strychu”, jak to skończę, to mogę śmiało powiedzieć – porządki przedświąteczne
skończone.Tak po prawdzie mieszkanie nie wymagało gruntownego sprzątania, te porządki to chyba po to, by tradycji stało się zadość.
Taką kartkę zrobiłam mojej przyjaciółce, kwietniowej Jubilatce.
Ponieważ kartka już zapewne do niej doszła, więc mogę Wam ją pokazać.

Prześliczna kartka, myślę, że Jubilatka była zachwycona :) A z tymi porządkami to chyba tak jest, że nawet jak nie trzeba, albo sił brak, to "wypada" choć poudawać, że się przed świętami coś ogarnia - tak jest w tym roku u mnie ;) Dobrze, że u Ciebie sprzątania było niewiele, znaczy że ogarniasz na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, ze Ci się kartka podoba.
UsuńPorządki ogarniam na bieżąco, a poza tym, za bardzo nie ma u nas kto brudzić, tyle co po kotach, bo teraz na wiosnę, to kłak ścieli się gęsto;).
Cudna kartka !!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa:).
UsuńTakie porządki bywają fajne, bo znajduje się czasem coś o czym się zapomniało, lub szukało. Mam nadzieję, że kiedyś będę miała względny porządek wszędzie, ale daleka droga do tego obecnie. Tradycji nie hołduję , bedzie brudno i wisimito.
OdpowiedzUsuńEj Dora, nie rozśmieszaj mnie!
UsuńU Ciebie na pewno nie będzie brudno, trochę Cię znam.
A w szafie faktycznie znalazłam spódnicę midi, białą, lnianą, o której zapomniałam;).
Taka kartka jest miłym prezentem, żal wyrzucać.
OdpowiedzUsuńAkurat Jubilatka ma sporo miejsca do przechowywania 'przydasi", więc podejrzewam, ze kartkę przechowa;).
UsuńStrych podobny do tego z mojego domu rodzinnego... tylko zamiast motoru, stał tam wielki drewniany kufer z okuciami, a w nim skarby... Wielki kożuch dziadka, piękna chabrowa suknia mamy z jej młodości, czerwona skórzana torba ze zdjęciami... Te skarby spaliły się, kiedy z komina wydostała się jakaś iskra, spadła na suszące się ziele tymianku. od którego zajął się kufer... I choć to była jedyna strata w czasie tego szybko ugaszonego pożaru, to co się nie spaliło to zostało zalane... bardzo żałuję.
OdpowiedzUsuńA kartka piękna.
Zielonapiranio, przypomniałaś mi kożuch, który również na strychu wisiał.
UsuńW ten kożuch przewrócony na drugą stronę, ubierał się zawsze któryś z wujków lub sąsiad i robił za "gwiazdora", który w Wielkopolsce przychodzi do dzieci w Wigilię;).
piekna kartka!
OdpowiedzUsuńobecnie mam taka szafe w pokoju goscinnym, a w domu rodzinnym, chociaz mieszkan bylo dwanascie, nasza czesc strychu pelnila wlasnie taka powinnosc, tyle ze moturu na czwarte pietro w starym budownictwie, to raczej nikt nie wnosil ;)
Marga, a więc okazuje się, ze każde dziecko miało swój "strych", czyli miejsce, gdzie były przechowywane rzeczy niecodzienne, czyli "skarby".
UsuńWszystko jedno, czy to był strych, czy to tylko szafa...
Kartka piękna, ale wspomnienie jeszcze piękniejsze, aż czuję zapachy Twojego strychu...😊
OdpowiedzUsuńOj tak Ikroopo, strych, dla nas dzieci to było miejsce niezwykłe.
UsuńMożna było się tam wspaniale bawić, można było tam wylać łzy w razie jakiegoś niepowodzenia, można było schować się tam przed nianią i rodzicami...
Piękne kartki.Lubię takie papierowe prace.
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi, że ci się podobają.
UsuńKartką cudna! Moja dla Eśki była skromniejsza.
OdpowiedzUsuńA pisząc o strychu, przypomniałaś coroczne wakacje u tucholskich Dziadków. Zwłaszcza przedwojenne "Muchy"!
Fusilko, jest co wspominać, szkoda, ze nasi wnukowie już takich wspomnień nie będą mieć.
UsuńBo moje dzieci jeszcze trochę uroków wiejskich wakacji zaliczyły.
Kartka przepiękna :)
OdpowiedzUsuńZ mojego dzieciństwa pamiętam wnętrze wielkiej dębowej szafy, w której uwielbiałam buszować. Też były różne skarby- stare albumy ze zdjęciami, nienoszone już szpilki i sukienki mojej Mamy... Co się z tym stało- szczególnie ze zdjęciami- nie wiem, zaginęły w ferworze przeprowadzek... Strychu nie było, bo od zawsze mieszkaliśmy w bloku.
Zdolna jesteś !
UsuńPani z Apteki - okazuje się, ze takie schowane skarby retro zawsze dzieci interesowały i frapowały.
UsuńA stare albumy ze zdjęciami, to jeszcze inna historia.
Uwielbiałam, zresztą zostało mi to do dziś, takie albumy przeglądać.
Ale to można było u nas w domu robić tylko w obecności dorosłych i to niezbyt często.
Kobieto zniewolona - dziękuję. Po prostu lubię bawić się papierem, bardzo mnie to wycisza i uspokaja.
UsuńJak ja lubiłam strych mojej babci, cośmy tam z kuzynką znajdowały,nawet książkę z anatomii (bardzo starą),nawet tam była kobieta którą się otwierało a w środku był dzidziuś , zostałyśmy za oglądanie tego okrzyczane i książka została schowana.To były czasy.W domu tez był strych, głównie do przechowywania czosnku,cebuli, gruszek ,pierzyn i pranie się suszyło.Brakuje mi strychu.Porządki wiosenne i jesienne lubię,zawsze jakiś skarb się trafi.
OdpowiedzUsuńUrszulo, ach te wspomnienia, jaki człowiek byłby ubogi, gdyby ich nie miał.
UsuńPoza tym, wydaje mi się, ze "nasze" czasy były bardziej przyjazne dla dzieci, zresztą dla wszystkich.
Czy obecna młodzież też będzie miała takie wspomnienia?
Jaka piękna karta, ile czasu i serca w jej wykonanie włożyłaś...
OdpowiedzUsuńTaki strych to najlepsza przygoda calego dzieciństwa.
Lucy, wyobraź sobie, ze kartkę robiłam około dwóch godzin.
UsuńWbrew pozorom jest bardzo prosta - wycina się kwiatki i liście z odpowiedniego arkusza, trochę się brzegi tych kwiatków i listków tuszuje odpowiednim tuszem, modeluje się je taką kuleczką na patyku odpowiednio układasz je na tle, przyklejasz, przybierasz drobniutkimi koralikami, które robią za środki kwiatków i ... kartka gotowa.
Kartka przepiękna:)
OdpowiedzUsuńTwój strych ze wspomnień - to taki prawdziwy strych z dziecięcych marzeń, miejsce zabaw i rozwijania wyobraźni. U moich dziadków tez taki był. Będąc w siódmej klasie wyszperałam ślubne buty mojej mamy, pomalowałam je wilbrą (farba bo butów taka była) i udawałam damę chodząc w nich oraz tańczyłam przed dużym lustrem z szafy (oczywiście, żeby mnie nikt nie widział).
Aniu, dziękuję.
UsuńDoskonale wiem co to wilbra, nie raz "odnawiałam" nią buty;).
I przebierałam się za damę, zakładając mamy buty, ale brakowało mi pomadki do ust (matki kosmetyków nie ruszałam, bo za to karała;).
Więc za pomadkę do ust robiła mi kostka czekolady, którą "malowałam" usta.
Teraz modne są usta w ciemnych kolorach, ja byłam "modna" już przeszło pięćdziesiąt lat temu;)))
Przecudowna kartka - prawdziwy skarb jak i Twój strych pełen wspomnień, skarbów...niczym z bajek :) Wchodzisz i odkrywasz niesamowity świat - podróżujesz w przeszłosć poprzez lata, odkrywasz tajemnice... coś pięknego :)
OdpowiedzUsuńErvisha, starzy ludzie już tak mają, ze lubią wspominać stare czasy;).
UsuńZresztą, kto nie lubi wspominać czasów dzieciństwa.
I wtedy nie zawsze było kolorowo, ale z tych dawnych czasów pamięta się tylko dobre chwile.
ps. dziękuje za miłe słowa na temat kartki. Bardzo lubię takie rzeczy robić, zapominam wtedy o wszystkich problemach świata;).
Chyba nie tylko starzy.... miło jest wspominać to co piękne, miłe, to co kiedyś - człowiek staje się młodszy duchem. Realia były inne niż obecnie ale one zmieniają się z każdym rokiem i każdy taki rok jest dla nas kolejnym doświadczeniem i pięknym przezyciem :)
UsuńPS Dobrze jest mieć swoją taką odskocznię :)
Ale Ty zdolna jesteś. Kartka Twojej roboty jest prześliczna. A Twoje piękne, wzruszające wspomnienia sprawiły, że poszybowałam myślami aż do 1945 roku, do budynku szkoły na piętrze której mieszkaliśmy. Wtedy świat dokoła był zupełnie inny, niż dziś, a czas wlókł się niemiłosiernie.
OdpowiedzUsuńMarysiu, wiesz, ze lubię kleić karteczki, że to mnie wycisza.
OdpowiedzUsuńTak, wtedy świat był zupełnie inny, a czas? na temat czasu właśnie napisałam w nowym poście.